Pętelka: Łazy – Niegowonice i kamieniołom – wzgórze „Stodólsko” i „Kromołowiec” – Łazy

Zanosiło się na bardzo upalny dzień, ale stwierdziliśmy, że kto jak nie my, da radę? 😉 Kolejna piesza, długa trasa przed nami. Nie sztuką jest zrobić ją samochodem, ale przejść na własnych nogach w temperaturze około 37 stopni. Oczywiście byliśmy dobrze zabezpieczeni w stosowną ilość wody, przewiewne ciuchy, okulary, kremy z filtrem itp. Zresztą to już nie pierwszy raz taki „hardcore”… Czy się udało?  🙂

Ruszyliśmy. Najpierw pociągiem do Łaz. Stamtąd prosto, niebieskim szlakiem kierujemy się w stronę kamieniołomu „Niegowonice”. Samo „wyjście” asfaltowymi uliczkami z Łaz zajmuje już prawie godzinę, słońce daje w kość, a jest wczesny ranek.

W końcu pojawia się szutrowa droga, która prowadzi wprost do naszego pierwszego celu na trasie – kamieniołomu „Niegowonice”.

I oto jest ! Byliśmy tu już jesienią 2017r. Wtedy zauroczył nas swoją kolorową, jesienną szatą. Teraz jesteśmy już prawie latem. Owszem jest pięknie, choć inaczej – sama zieleń nie oddaje aż tak uroku skarp i urwisk, jak wtedy, kolorowe, jesienne liście. Siedzimy chwilkę z jednej strony kamieniołomu i podziwiamy.

Niemniej jednak, już nas korci, by udać się na przeciwną część wzgórza, na najwyższy (419 m.) punkt widokowy. Skręcamy ścieżką w lewo i potem w prawo, stopniowo podchodząc pod górę, cieszymy oczy widokami łąk, które otaczają kamieniołom. Wreszcie dochodzimy do punktu widokowego, skąd roztacza się wspaniała panorama. Tam chwilę siedzimy w cieniu i odpoczywamy.

Następnie, lokalną, polną ścieżką udajemy się do małej, urokliwej miejscowości Niegowonice, w której m.in. znajduje się zabytkowy kościół św. Franciszka z Asyżu. Powstał w 1802r. i z tego, co donosi internet: „Wewnątrz kościoła znajduje się m.in. łaskami słynący krucyfiks Pana Jezusa Miłosiernego (pochodzący z XVI w.), późnobarokowa chrzcielnica, a także cenne sprzęty liturgiczne: barokowe kielichy oraz monstrancja o cechach rokokowych i klasycystycznych, z początku w. XIX. Polichromia kościoła jest dziełem Antoniego Dawmonta i została wykonana w 1932 r. Drewniany ołtarz główny pochodzi z czasów współczesnych” (jura.slaskie.travel). Nie udało nam się niestety wejść do środka, by go dokładnie obejrzeć, gdyż akurat trwała msza – może następnym razem, bo na pewno warto.

Z Niegowonic wychodzimy boczną ścieżką w kierunku wzgórza „Stodólsko”, na którym również byliśmy podczas tej naszej jesiennej trasy sprzed dwóch lat. Wtedy nie dopisała nam zbytnio pogoda, trochę padał deszcz i mocno wiało. Teraz jest przepięknie. Rozciągają się wokół cudowne panoramy. Widać kawałek „Pustyni Błędowskiej”, zamek w Podzamczu, śląskie huty i w oddali dość mocno zarysowane pasmo gór, najpewniej Beskidów. Warto było, przepiękne miejsce widokowe, które polecamy. Nie udało nam się tam spędzić więcej czasu, gdyż słońce grzało niemiłosiernie, a na odkrytym wzgórzu ciężko było o cień. Zrobiliśmy sporo zdjęć.

Kolejnym przystankiem było wzgórze „Kromołowiec”, widoczne już też ze „Stodólska”. Szliśmy kawałek polną drogą, potem asfaltem, dość ruchliwą trasą, bo i miejsce często odwiedzane. Bardzo łatwo tam podjechać samochodem, jest niewielki parking tuż u podnóża i parę altanek do posiedzenia. Piękne miejsce, które „stoi” sobie niewzruszone jakby pośrodku dróg. Obeszliśmy wszystkie skałki, a potem już zrobiliśmy dłuższy odpoczynek w cieniu, po drugiej stronie wzgórza, gdzie miejsce jest mniej oblegane przez wycieczkowiczów i można w spokoju popodziwiać otaczające widoki. 

Ze wzgórza „Kromołowiec” udaliśmy się już w drogę powrotną do Łaz, ale nie asfaltem, a lasem. Trochę trzeba było pobłądzić i poprzedzierać się przez różne chaszcze, ale udało się nam dotrzeć do żółtego szlaku. Po drodze odwiedziliśmy jeszcze wzgórze „Mazurowa” z niewielkimi, ale bardzo ciekawymi formacjami skalnymi.

Chwila na odpoczynek i powrót do Łaz. Tak samo jak wyszliśmy z miasta, tak teraz do niego wchodzimy, czyli niebieskim szlakiem, mijając Rokitno Szlacheckie.

 

Zajmuje nam to znów ponad godzinę czasu, odkrytym asfaltem w najgorszym słońcu. Przyznaliśmy oboje, że ten fragment drogi zmęczył nas najbardziej. Przez kolejne dni odczuwaliśmy to w nogach 🙂 ale warto było. Jak zawsze udała nam się wyprawa. Zmęczenie minęło, a wspomnienia i zdjęcia zostają. I tym się właśnie tutaj z Wami chcemy dzielić. Polecamy tę trasę i już niebawem zapraszamy do kolejnego wpisu!

zdjęcia: weekendnaszlakublog