Częstochowskie klimaty: Cmentarz żydowski – Kamieniołom „Prędziszów”- wzgórze „Kamyk”.

Jeden z trzech majówkowych dni wolnych spędziliśmy na szlaku. Pogoda z rana fatalna, deszcz i wiatr, jak na majówkę przystało 😉 Wyruszyliśmy jednak. Tym razem postanowiliśmy się skupić na okolicach Częstochowy. Rozpoczęliśmy naszą pieszą wędrówkę od dworca Częstochowa Raków, skąd dotarliśmy do Cmentarza żydowskiego położonego przy ulicy Złotej w dzielnicy Dąbie. Jest to niezwykle klimatyczne miejsce, drzewa porośnięte bluszczem nadają tajemniczego wyglądu, a sam cmentarz jest mocno zniszczony, przez lata doświadczał wielu dewastacji czy też zanieczyszczeń spowodowanych przez pobliską hutę, która przez długi czas zarządzała tym terenem. Macewy są połamane, poprzewracane i w większości niszczeją, do tego teraz cmentarz jest w większości nieogrodzony, co na pewno nie jest dobrym pomysłem, a przecież jest to jeden z największych kirkutów w Polsce.

Nie spędziliśmy na cmentarzu aż tyle czasu, ile byśmy chcieli, deszcz nam nieco przeszkadzał w spokojnym zwiedzaniu, ruszyliśmy dalej. Dochodząc do czerwonego Szlaku Orlich Gniazd, musieliśmy przejść obok terenów „Koksowni Nowa” i innych zakładów mieszczących się przy ulicy Legionów, nic dziwnego, że towarzyszyły nam tu industrialne widoki.

Naszym celem był Kamieniołom „Prędziszów”, który znajduje się na wzgórzu na skraju lasu. Od strony północnej, kilkaset metrów dalej jest inne wzgórze zwane „Górą Ossona”, ale tym razem chcieliśmy zwiedzić kamieniołom. Po drodze jednak trafiła nam się inna „urbexowa” atrakcja, a mianowicie opuszczony blok mieszkalny, będący najprawdopodobniej kiedyś hotelem robotniczym. Pomyszkowaliśmy w środku, bo kręcą nas takie klimaty.

Udało nam się też trochę przeczekać deszcz, choć nadal pogoda nie była zachęcająca. No ale.. nie ma co się przejmować, jesteśmy przecież nieustraszeni ;)) Ruszyliśmy w stronę kamieniołomu, który już był niedaleko. Na wzgórze prowadzi wyraźna ścieżka, przy której znajdują się dwie głebokie jaskinie: „Jaskinia Mysia” i „Szczelina w Prędziszowie” (lepiej uważać, by nie wdepnąć). Z góry natomiast roztaczają się widoki na koksownię, budynki starej huty i dzielnice Częstochowy.

Obeszliśmy górą cały kamieniołom, ale zdecydowaliśmy, że jeszcze zejdziemy na dół. No… odbyło się to w dość ekstremalny sposób, bo prawie zjechaliśmy na tyłkach ze stromej i mokrej, zabłoconej ścieżki. Nie było innego zejścia, musieliśmy zaryzykować. Łaziliśmy jeszcze terenie kamieniołomu w poszukiwaniu „Jaskini w Prędziszowie”, którą nie do końca udało nam się ją znaleźć, choć mniej więcej się już domyślamy, gdzie ona się znajduje. Samo wyrobisko wapienne jest mocno zarośnięte drzewami, a ścieżki mocno wyjeżdżone przez motory czy samochody off-roadowe.

Chwilę odpoczęliśmy, zjedliśmy coś, popili ciepłym czerwonym barszczykiem, pogoda trochę zaczęła się zmieniać, zatem ruszyliśmy w drogę powrotną wymęczeni lekko naszym mega zjazdem ze ścieżki i dreptaniem w kółko po śliskich i ubłoconych ścieżkach.

W drodze powrotnej mijaliśmy industrialne tereny ale jeszcze raz zahaczyliśmy o wspomniany wcześniej opuszczony budynek, a potem już wracaliśmy tą samą drogą do miasta.

Skusiło nas jeszcze jedno wzgórze o nazwie „Kamyk” znajdujące się naprzeciw koksowni. Jest ono niewielkie, ale bardzo urokliwe, z wapiennymi skałkami. Posiedzieliśmy tam chwilę, roztaczają się z niego widoki m.in. koksownię oczywiście, ale też na Olsztyn i Sokole Góry.

Ostatni etap naszej trasy to znów przejście koło koksowni, potem nad rzeką Kucelinką i jeszcze kilka kilometrów torami bocznicy kolejowej, aż do dworca Częstochowa Raków.

Bardzo fajna wycieczka, która znów dała nam mnóstwo wrażeń i pozwoliła lepiej poznać inne klimaty, nie tylko typowo „skałkowe”. Polecamy!

zdjęcia: weekendnaszlakublog