Ryczów i okolice – czyli „górki i pagórki…”

Dzisiejszy wpis to zaległość…wspomnienie lata…To był piękny, prawdziwie letni dzień, po raz kolejny wróciliśmy w rejon Ryczowa, pięknie położonej, jurajskiej wsi w powiecie zawierciańskim w gminie Ogrodzieniec. Tradycyjnie start busem z Zawiercia w kierunku Podzamcza i dalej do Ryczowa. Jednak tym razem wysiedliśmy wcześniej… w miejscowości Ryczów – Kolonia, by stąd rozpocząć naszą wycieczkę.

Mijając ostatnie zabudowania wsi, leśną drogą kierujemy się do wzgórza „Kołtunowa”, na którym to pojawiają się już pierwsze wapienne skałki – cel odkrywczy tejże wyprawy…

Leśnym duktem bez szlaku, trochę azymutalnie, na wyczucie kierujemy się w stronę wzgórza „Cisownik”. Udaje się nie zabłądzić, jak to często mamy w zwyczaju 😀 i odnajdujemy kolejną leśną drogę, już ze szlakiem, którą to wkrótce dochodzimy do wzgórza „Księdza Góra” – mniej znanego i odwiedzanego miejsce – to leśna góra, usiana licznymi wapiennymi skałkami. Tu nastąpił dłuższy postój…a właściwie dłuższa penetracja terenu…

Piękna „miejscówka” – dzikość, jurajskiego serca…miejsce jakich już coraz mniej na naszej, pięknej Jurze… Czas ruszać dalej… bo to tylko mały przystanek po drodze z wiekszymi atrakcjami… Wkrótce poznanymi już wcześniej dróżkami dochodzimy do kolejnego wzgórza: „Cisownik” – leśnej góry, niepozornej ze szlaku…a kryjącej w sobie mnóstwo atrakcji. Dojście na szczyt wymaga sporego wyczucia, cierpliwości i zaparcia, bowiem nie mam tam wyraźnych ścieżek, a wszystko w okresie wegetatywnym staje sie niewidoczne…ale nam sie udało 🙂 Przepiękny punkt widokowy w stronę Podzamcza na szczycie efektownych skał to nagroda za nasz spory trud…a u podnóża tychże skał efektowne schronisko, a może nawet jaskinia…tu nastąpiła dłuższa penetracja terenu…

Czas ruszać dalej…gonieni głosem rannego zwierza…schodzimy ze szczytu, z innej strony niż wchodziliśmy i przez mocno zarośnięty las wychodzimy na otwarty teren, łąka i młodnik sosnowy…a tuż obok kolejne, jurajskie atrakcje…piękne, malownicze skały znane w środowisku wspinaczkowym właśnie jako „Cisownik”…już tu kiedyś byliśmy, chyba nawet pisaliśmy o tym miejscu…mniejsza…wracamy i jest pięknie 🙂 Tradycyjnie posiadówka i dłuższa penetracja terenu:

Pogoda dopisała nam wtedy…słonko, obłoczki na niebie i w roli głównej malownicze wapienne ostańce…żal odchodzić, ale droga prowadzi dalej…Wchodzimy w pobliski las i penetrujemy mniej znane wzgórze „Skałki” już z widokiem na wieś „Żelazko”, do której jednak tym razem nie pójdziemy…

Opuszczamy to sekretne miejsce i ruszamy do kolejnej miejscówki na dłuższe „leże”…miejsce doskonale znane już przez nas, odwiedzane i opisywane… Kompleks skalny na wzgórzu „Grochowiec  Wielki” czyli „Słoń”, „Nosorożec” i „Tapir”… my tym razem zatrzymaliśmy sie na szczycie „Nosorożca”, spędzając dłuższą chwilę, delektując się przepięknymi widokami na wszystkie strony świata…czyli 360 st. dookoła głowy 😀

Przepięknie…prawda..? Można tak siedziec cały dzień…No ale cóż, każdy dzień kiedyś się kończy…zwłaszcza ten nasz na szlaku…wkładamy buty i schodzimy ze skał i ruszamy powoli w stronę Ryczowa „stacji” docelowej…Jednak jeszcze…mamy trochę sił i coś się przypomniało…jest takie zalesione mocno wzgórze, chyba nawet na terenie prywatnym, „Pański Kierz” się zwie.. W okresie wegetatywnym skrywa wszystko, ale my wiemy, że tam coś jest…idziemy przez łąkę, by odkryć coś nowego i spędzić tam chociaż chwilę…Wzgórze skutecznie ukrywa ciekawą formację skalną, dosyć wysoką, by ze szczytu delektować się zapewne widokami…ale tego już nie sprawdziliśmy…coś trzeba zostawić na tzw. „na potem”…

I to by było w sumie na tyle z tej wycieczki…dzień się nie skończył, jeszcze zawitaliśmy „przesiadkowo” na chwilę do Podzamcza, by wtopić się w tłum i u podnóża zamku kiełbę pieczoną spałaszować 😀 Taki to był dzień…i więcej ich było, o których wkrótce…

zdjęcia: weekendnaszlakublog

Ryczów – „Grochowiec Wielki” – Podzamcze – czyli po lasach i polach w poszukiwaniu ukrytych ostańców…

   Nasz kolejny weekendowy wypad rozpoczął się we wsi Ryczów w gminie Ogrodzieniec. Od razu rozpoczęliśmy wędrówkę w stronę wzgórza „Grochowiec Wielki”, na którym byliśmy już dwa razy, ale zawsze jakoś krótko, a raz nawet nie trafiliśmy z pogodą. Wzgórze jest bardzo urokliwe, ale o tym za chwilkę. Najpierw wdrapaliśmy się na naprzeciwległe wzgórze ukryte w lesie, o wdzięcznej nazwie „Łysa Pałka”. Jest na nim kilka bardzo ciekawych skałek, a z samego szczytu rozciąga się bardzo ładny widok. Nie spodziewaliśmy się, że nas tak zachwyci to miejsce.

 

Następnie wspomniany na początku rozległy „Grochowiec Wielki”, skąd również rozpościera się piękny widok. Samo wzgórze leży pomiędzy Ryczowem a wsią Żelazko i liczy sobie 486 m n.p.m. Mały przystanek, podziwianie wiosny w pełni i dalej w drogę.

 

Pogoda dopisała, zatem nie tak bardzo odległe skałki widoczne z Grochowca, odwiedziliśmy również.

 

Kolejny cel to wzgórze „Cisownik”, które znajduje się niedaleko „Grochowca Wielkiego”, jest nawet z niego widoczne, więc nie ma większego problemu by tam trafić, choć kiedyś nam się nie udało. Tym razem doszliśmy. Znajdują się tam dwie bardzo ładne i wysokie skały, a po drugiej stronie ścieżki, również świetny punkt widokowy, do którego trzeba się przedrzeć przez krzaki i troszkę wdrapać.

 

Odpoczęliśmy chwilę i ruszyliśmy już w dalszą drogę do Podzamcza. Leśnym duktem, a potem wokół prywatnej posesji (ogromnej zresztą) ze skałką „Gurdziel” (przepiękne miejsce, przepiękne zielone pola i łąki) drogą do Podzamcza. Warto było zobaczyć te przestrzenie.

 

 

Nie był to zatem odległościowy „hardkor” ale warto było, bo pogoda dopisała, widoki zachwyciły, no i znów udało się odkryć kilka pięknych „miejscówek” ze skałkami. Na koniec dnia, odpoczynek w Podzamczu, krótka wizyta w „skalnym miasteczku” od strony Hotelu 501.

 

Następnie kilka pamiątkowych zdjęć na zamku w naszych ulubionych miejscach, obserwacje wspinaczy, posiłek i powrót do Zawiercia.

 

Świetna wycieczka. Już nie możemy doczekać się kolejnej w te okolice. 

zdjęcia: weekendnaszlakublog.