Rezerwat „Sokole Góry” – wzgórze „Puchacz”

Witajcie ponownie! Ostatnia z cyklu wycieczka do rezerwatu „Sokole Góry”. Tym razem cofamy się do listopada. Już nie ma kolorowych drzew, gałęzie są praktycznie nagie. Więcej widać, liście nie przysłaniają skał. Nasza piesza wycieczka, rozpoczyna się znów na parkingu od strony szosy Olsztyn – Biskupice. Tym razem idziemy jak normalny człowiek, nie kluczymy, nie zbaczamy – idziemy szeroką aleją spacerową cały czas prosto, bo dziś zależy nam tylko na wzgórzu „Puchacz”, które znajduje się w północno-wschodniej części Sokolich Gór. 

Idziemy tak blisko ze 2 km, aż natrafiamy na zbiorowisko skalne, które już na nas robi wrażenie.

Idąc kawałek dalej zboczem natrafiamy na miejscówkę, w której znajduje się ciekawe schronisko, a nieopodal „Jaskinia Maurycego”. Towarzyszą nam piękne widoki. Musimy uważać, bo warstwa liści jest już bardzo gruba, a pod nią kryją się różne dziury i gałęzie. Idzie się ciężko, ale „zwiedzamy”. Już tu kiedyś byliśmy, ale zawsze cieszą nas powroty w tak wspaniałe miejsca.

Włazimy wyżej, liczymy na piękne widoki – są. Są również małe skałeczki, na których można usiąść i odpocząć. Zielone mchy otulają je niczym futro. Piękna miejscówka.

Po dość długiej „posiadówce” ruszamy dalej. Idziemy grzędą brodząc wśród liści. Jesteśmy dość wysoko, wokół wspaniałe widoki. Szukamy dojścia do „Jaskini Komarowej” – powinna być niedaleko, chcemy ją „zaatakować” od góry, ale musimy jednak zejść – powalone drzewa i chaszcze utrudniają dalszą drogę, schodzimy z grzędy i niebawem wyłania się przed nami piękna skała. To tam jest jaskinia. Już poznajemy.

Podchodzimy w górę i znajdujemy się u celu naszej dzisiejszej wycieczki. Bo dziś miało być „lajtowo”. Fotografujemy wszystko co się da, tym razem nikogo nie ma, ale widać, że to jest miejsce stałych bywalców (zapewne grotołazów): pozostawiony grill, miejsce po ognisku, osmolone skały. Tu robimy długi odpoczynek.

Cięzko było się zebrać w drogę powrotną, ale trzeba było, tym bardziej, że zmrok zapada już szybciej, a ten dzień naszej wycieczki nie był zbyt słoneczny, więc szybciej zrobiło się szaro i buro. Dalej nie robiliśmy już zdjęć, bo musieliśmy się spieszyć, by wyjść z rezerwatu przed zmrokiem. Nie do końca nam się to udało i w pewnym momencie, kiedy już znaleźliśmy się na czerwonym szlaku w stronę Olsztyna, zrobiło się trochę nieswojo 😉 Był klimat i adrenalinka. A drogi jeszcze trochę było przed nami. Szczęśliwie jednak wróciliśmy do centrum Olsztyna, by wsiąść do autobusu do Częstochowy. Kolejna świetna wyprawa, być może uda nam się jeszcze gdzieś wyskoczyć w tym roku, zobaczymy. A tymczasem, już tęsknimy za Jurą 🙂

zdjęcia: weekendnaszlakublog

Rezerwat „Sokole Góry” – wzgórza „Pustelnica” i „Puchacz”.

Witajcie znów! Nasza druga wyprawa do Rezerwatu „Sokole Góry” również zaczyna się od parkingu przy rezerwacie przy szosie Olsztyn – Biskupice. To miejsce jest znane ze względu na bliskość tras spacerowych, a że teraz darmowa komunikacja w obrębie gminy działa bez zarzutu, to korzystamy. Z Częstochowy autobusem linii 58, który teraz jeździ co godzinę, dotarliśmy do rynku w Olsztynie, stamtąd już podjechaliśmy do wspomnianego parkingu busem jadącym w stronę Biskupic.

Udaliśmy się żółtym szlakiem prosto w kierunku wzgórza „Pustelnica” i kompleksu skalnego „Turnie Simonda” mijając po drodze skałę „Pielgrzym”. „Turnie Simmonda” nadal zachwycają, jesienne kolory malują otoczenie, nie było tym razem nikogo, więc cieszyliśmy się spokojem i ciszą.

Tuż nad „Jaskinią Koralową” znajdującą się nieopodal „Turni Simonda” znaleźliśmy sobie fajną miejscówkę do posiedzenia. Tam spędziliśmy trochę czasu, skupiając się na tym, by po prostu chłonąć wrażenia.

Ruszyliśmy dalej lasem na przestrzał zapadając się w kolorowe liście,

Szliśmy, szliśmy i natrafiliśmy na nawyższe wzniesienie wzgórza „Pustelnica” z punktem triangulacyjnym, ale też z niewielkimi skałkami.

Dalej szliśmy sobie na przestrzał lasem, klucząc to tu, to tam, robiąc zdjęcia, podziwając drzewa i słońce grające na liściach.

Nasze „błąkanie” poza szlakiem, doprowadziło nas do skały o nazwie „Przewieszony Mur”. Okazałej i pięknej.

Nie było jednak czasu na to, by się dłużej przy niej zatrzymać, ruszyliśmy dalej w strone wzgórza „Puchacz”, na którym znajdują się dwie inne skały: „Skrzat” i „Soczewka”. Podejście nam dało w kość, bo jednak wspinanie się po śliskich liściach nie było zbyt lekkie i przyjemne, ale jakoś wleźliśmy 🙂

Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie wleźli jeszcze wyżej. Ledwo, ledwo, ale udało się „wślizgać” na szczyt wzgórza ze skałą „Soczewka”. Świetna miejscówka, tam zrobiliśmy sobie dłuższy odpoczynek.

Z racji tego, że już wcześniej robi się ciemno, po pewnym czasie byliśmy zmuszeni zwijać się i wracać do Olsztyna. Zeszliśmy w stronę czerwonego szlaku i przepięknym wąwozem schodziliśmy w dół. Widoki niezapomniane, „Sokole Góry” jesienią są bajkowe.

Wyszliśmy z rezerwatu tuż przy wzgórzu „Biakło”, od strony czarnego szlaku. Oj, od tej strony jeszcze „Biakła” nie widzieliśmy szczerze mówiąc. Bardzo nam się podobało, ale nie mieliśmy już za bardzo ani siły ani czasu, by wchodzić na sam szczyt, zatem tylko kilka zdjęć ze scieżki i „z dołu”, z tyłu zostawiliśmy „Sokole Góry” i udaliśmy się w stronę wzgórza „Lipówki”.

Na „Lipówkach”, mając jeszcze troszkę czasu do autobusu w kierunku Częstochowy, odpoczęliśmy chwilę, posilając się i podziwiając zachodzące słońce, no i okoliczne oświetlone przez nie panoramy.

Fantastyczna wycieczka. Kochamy te rejony, a za chwilę kolejny wpis z ostatniej jesiennej wyprawy, kończącej nasz „sokoli” tryptyk 🙂 Zapraszamy na Jurę i oczywiście do lektury naszego bloga.

zdjęcia: weeekendnaszlakublog

Rezerwat „Sokole Góry” – wzgórze „Pustelnica” i „Knieja”

Witajcie! Aktualnie mamy już grudzień, gdzieniegdzie spadł śnieg, a my wspominamy nasze złoto-jesienne wyprawy, tym razem w do Rezerwatu „Sokole Góry” w Olsztynie k/ Częstochowy. Będzie to swego rodzaju tryptyk, bo w jesiennych miesiącach byliśmy tu trzy razy. Dziś pierwsza, październikowa „wizyta”, którą rozpoczęliśmy od parkingu przy rezerwacie, znajdującego się przy szosie Olsztyn – Biskupice. Od razu powaliły nas na kolana kolory drzew, a i niewielkie skałki po wejściu do lasu nas zauroczyły.

Szliśmy dalej, kluczyliśmy szurając w liściach po różnych zakamarkach, mijając kompleks skalny „Bońka” i pobliskie ostańce, w tym „Ponton”. Wszystko było zjawiskowe, jeszcze trochę spowite w porannej mgle, robiącej wrażenie.

Ścieżką niżej w stronę „Pielgrzyma”, podziwiając jesienne barwy, szliśmy dalej.

Dotarliśmy do ścieżki edukacyjnej, która prowadzi przez wzgórze „Pustelnica”. Tam wśród różnych ostańców, minęliśmy m.in. „Jaskinię Koralową” i kompleks „Turnie Simonda”.

Podziwiając to wszystko, dotarliśmy m.in. „Jaskini Olsztyńskiej”.

Kolejnym naszym celem było wzgórze „Knieja”, które jest dość rzadko odwiedzane i właściwie dzikie. Wzgórze to znajduje się na północno-wschodnim skraju „Sokolich Gór” i nie stanowi już rezerwatu. Jest za to niezwykle malowniczym miejscem, z wszechogarniającą ciszą, spokojem, nawet tajemniczym bezruchem drzew i gdzieniegdzie niewielkimi ostańcami. No a jesienią, jest wprost cudownie.

Napotkane przez nas niektóre skałki zrobiły na nas spore wrażenie, okazały się dość wysokie i miały przeróżne, fajne formy. Oczywiście niektóre z nich juz widzieliśmy wcześniej (co widać, po poprzednim wpisie, ale wtedy nie penetrowaliśmy „Knieji” dość dokładnie).

Chwilę odpoczęliśmy sobie w tym rejonie, a potem już udaliśmy się żółtym szlakiem w kierunku zamku w Olsztynie. Wychodząc od strony skały „Szafa”, byliśmy już mocno „padnięci”, ale cały czas towarzyszyły nam piękne widoki na wzgórza „Biakło”, „Lipówki”, „Sokole Góry” czy zamek.

Sycąca i niezwykle wyciszająca głowę wyprawa. Nogi bolały, ale nic to. Było warto. A już niebawem kolejna wycieczka w „Sokole Góry”, ale już w nieco inne rejony.

zdjęcia: weekendnaszlakublog

Krasawa – Olsztyn

Witajcie! Dzisiaj cofamy się do sierpnia i nadrabiamy zaległości. Komunikacja gminna w Olsztynie k/ Częstochowy, która została niedawno uruchomiona, dała nam powód do eksploracji mniej znanych terenów.

I tak, z Częstochowy dojechaliśmy do Olsztyna podmiejskim autobusem linii 58 a potem przesiedliśmy się na bus w kierunku wsi Krasawa, która przede wszystkim słynie z pięknych, grzybowych lasów. Niedaleko znajdują się Zrębice, które już dobrze znamy, ale tym razem wymyśliliśmy sobie właśnie Krasawę i pieszy z niej powrót do Olsztyna. Ile to kilometrów? W przybliżeniu około dziewięciu. Nie jest to jakaś ogromna dla nas cyfra, skoro często nasze piesze „hardkory” miały grubo ponad 20km. Stwierdziliśmy, że lajtowo sobie przejdziemy i tak też było. Pogoda dopisała, momentami upał trochę przeszkadzał, ale było spoko. Wysiedliśmy z busa i od przystanku „Krasawa Szlak”, poszliśmy leśną ścieżką wzdłuż pól na zachód.

Odnaleźliśmy bezimienne wzgórze usiane skałkami, tu zrobiliśmy sobie pierwszy postój. Skałki niewielkie, nieco „zachaszczone”.

Dalej przez las doszliśmy do szosy (Biskupice-Zrębice), minęliśmy ją, a potem już bez szlaku, leśną dróżką poszliśmy na północ, aż do czarnego szlaku rowerowego, którym dotarliśmy już w rejon rezerwatu „Sokole Góry”.

Leśnym duktem doszliśmy do skrzyżowania szlaków, gdzie z kolei wbiliśmyy na szlak czarny, pieszy i nim skierowaliśmy się w strone wzgórza „Knieja”. W pewnym momencie zboczyliśmy ze szlaku i wspięliśmy się na widniejące przed nami wzniesienie. Tu był nasz drugi biwak, co nieco do zjedzenia, odpoczynek. Potem zaczęliśmy szukać skałek.

Natrafiliśmy m.in. na takie cudo:

Kilka fotek i ruszyliśmy dalej. Zeszliśmy ze wzgórza, by wbić na pieszy szlak, żółty i nim dojść już do Olsztyna. Uff, dotarliśmy. Minęliśmy z lewej wzgórze „Lipówki”, i wśród łąk szliśmy już w stronę wyłaniającego się w oddali wzgórza zamkowego.

Doszliśmy do wzgórza „Cegielnia”, popstrykaliśmy fotki okolicznych panoram, które jak zawsze zachwycają, a potem odpoczywaliśmy już na wzgórzu zamkowym. Kolry grały, błękit nieba, zieleń traw, białe obłoki – pięknie.

jednak nadszedł czas powrotu do domu. Minęliśmy zamek i złapaliśmy autobus do Częstochowy.

Jak zawsze, była to fajna wycieszka, kolejna piękna trasa i niezapomniane widoki. Tych olsztyńskich okolic nigdy nie mamy dość. Polecamy, a już niebawem kolejne wpisy: tryptyk z naszych trzech wycieczek do rezerwatu „Sokole Góry”.

zdjęcia : weeekendnaszlakublog

(Przy okazji zapraszamy też na naszego instagrama: weekendnaszlakublog – odnośnik w prawej zakładce. )

trasa Olsztyn – Przymiłowice Kotysów – Zrębice – Olsztyn

Kolejną wycieczkę rozpoczęliśmy w jurajskim Olsztynie koło Częstochowy. Wysiedliśmy z podmiejskiego autobusu na rynku i od razu skierowaliśmy się w stronę kompleksu skalnego „Grupa Dziewicy” po lewej stronie wzgórza zamkowego, które jak widać na poniższych zdjęciach prezentowało się cudnie w całej swojej, zielonej krasie.

„Grupa Dziewicy” słynie z wielu dróg wspinaczkowych na okazałych skałach. 

Tłumów tym razem nie było, nacieszyliśmy oczy widokami i ruszyliśmy dalej ukwieconymi terenami, leśną drogą w kierunku Przymiłowic.

I oto dotarliśmy. Przymiłowice to niewielka wieś, gdzie znajduje się kilka poniemieckich schronów, ale nie o nich tym razem… My, doszliśmy do jej południowej części – Kotysów, tam przeszliśmy kawałek ulicą Sokolą, przy której znajduje się murowana kapliczka zbudowana przez mieszkańców wsi w 1907 r., aby następnie udać się w kierunku Zrębic. 

Odkryliśmy przy okazji kilka niewielkich skałek w pobliskim lesie, co oczywiście wprawiło nas w bardzo dobry nastrój, bo co jak co, ale skałki, to my bardzo lubimy 🙂 Niektóre z tych skałek wcale nie były takie małe! ale też nie na tyle duże, by nadawały się do wspinaczki. Spenetrowaliśmy teren, bardzo nam się tam podobało.

Kolejnym etapem naszej wycieczki był „hardkor” przez łąki i pola, który dał nam mocno w kość, słońce dawało czadu, nogi się plątały, bujna roślinność pod stopami nie pozwalała na swobodny marsz, widoczne na zdjęciach ścieżki, tylko mijaliśmy. Brnęliśmy na przestrzał.

Niemniej jednak po trudzie i znoju, pocie wylanym z wszystkich chyba partii ciała dotarliśmy do przepięknego miejsca. To niewielkie wzgórze graniczące z prywatnymi działkami, na którym odkryliśmy jeszcze kilka skałek i ładny punkt widokowy z panoramą na „Skałki św. Idziego” oraz na Rezerwat „Sokole Góry”. Tu zrobiliśmy sobie dłuższy odpoczynek, chłonąc widoki, podziwiając letnią roślinność, ciesząc się cieniem i posilając nieco.

No ale, czas gonił. Ruszyliśmy dalej. Tym razem miedzą, ścieżką przez pola, w stronę „Skałek św. Idziego”. Trochę znów się umęczyliśmy, żeby dotrzeć do nich, ale udało się 🙂 Skałki okazały się już mocno zarośnięte, ale i tak są piękne. 

Dalej lasem, dotarliśmy do kolejnego kompleksu skalnego należącego do „Skałek św. Idziego”. Tam też pobuszowaliśmy odkrywając piękne ostańce skryte w leśnych ostępach, aż wybałuszaliśmy oczy z wrażenia.

Powoli zbliżaliśmy się już do końca naszej wędrówki. Pozostało nam jeszcze wrócić z powrotem do Olsztyna, zatem udaliśmy się w stronę Rezerwatu „Sokole Góry”, by od strony wzgórza „Knieja” dotrzeć do celu. Na samą „Knieję” zabrakło nam już sił i czasu, ale na pewno tam jeszcze pojedziemy, bo to miejsce warte odwiedzenia.

Udało nam się znależć żółty szlak, którym wyszliśmy od strony skały „Szafa”.

Jeszcze rzut oka na wzgórze zamkowe, spacer do cetrum na szybkie lody i powrót do Częstochowy podmiejskim busem. Świetna wyprawa. Miało być „lajtowo”, wyszło jak zawsze z „hardkorem”, ale już tęsknimy. Polecamy takie piesze trasy, to ogromna frajda obserwować, jak zmienia się teren, podziwiać naturę, bujne łąki, pola tuż przed żniwami, słuchać ptaków… To po prostu odpoczynek. Paradoksalnie, mimo ogromnego zmęczenia fizycznego.

zdjęcia : wekendnaszlakublog

Biskupice – Sokole Góry – Olsztyn – trasa w poszukiwaniu jesieni

Pięknym, słonecznym, październikowym porankiem, wyruszyliśmy autobusem podmiejskim z Częstochowy do Biskupic, z zamiarem jesiennego „przeciorania” Sokolich Gór. Nie, nie szlakiem, jak grzeczni turyści, ale chaszczami, liśćmi, ze wzgórza na wzgórze, bez widocznych ścieżek. Czy nam się udało? A i owszem. Wyprawa okazała się jedną z lepszych w tym roku. Dopisała pogoda, jesienne kolory pobiły wszystko, opadające liście dodawały uroku, co widać będzie na poniższych zdjęciach, a „przecioranie” możemy nazwać sukcesem. Oczywiście nie obyło się bez pęcherzy na stopach i ogólnego zmęczenia tymże hardkorem, ale było baaardzo warto.

Rozpoczęliśmy trasę w Biskupicach, kierując się polami w stronę Sokolich Gór.

Po wejściu w las, skierowaliśmy się na prawo, na wzgórze „Jodłowa”, nigdy przez nas nie odwiedzane, które znajduje się poza terenem „Rezerwatu Sokole Góry”. Zaskoczyło nas ono różnorodnością skałek i w ogóle samym rozmiarem! Świetna miejscówka.

Ze wzgórza „Jodłowa”, poszliśmy już w kierunku bardziej znanego wzgórza: „Karzełek”, które znajduje się już na terenie Rezerwatu Sokole Góry. Tam też znaleźliśmy mnóstwo urokliwych skałek. Było co podziwiać.

Kolejne wzgórza, jakie udało nam się przejść (nie obyło się czasem bez stromych podejść i zejść) również dostarczyły wielu wrażeń: „Donica”, „Setki”, „Kadry” i „Sokola Góra” – to piękne miejsca z mnóstwem małych ostańców. 

Zwieńczeniem naszego „ciorania” po jesiennych Sokolich Górach były skały „Boniek” i „Pielgrzym”, chwilę później znaleźliśmy się na szlaku prowadzącym z parkingu, gdzie nagle …. pojawili się ludzie, bo wcześniej nie spotkaliśmy żywego ducha…. 🙂

Po wyjściu z lasu, spędziliśmy jeszcze trochę czasu na Lipówkach podziwiając okoliczne widoki, a potem jeszcze spacerując chwilę pod zamkiem w Olsztynie. Późnym popołudniem wróciliśmy do Częstochowy.

Świetna wycieczka. Zmęczeni ale pełni wrażeń i dobrej energii wróciliśmy do domu. 

zdjęcia: weekendnaszlakublog

Biskupice -> Zrębice -> Przymiłowice Kotysów -> Olsztyn

Wymyśliliśmy sobie ostatnio piękną pieszą trasę, bagatela ok. 20 km dróżkami i szosami Jury Krakowsko-Częstochowskiej. W samej Częstochowie wystarczy wsiąść w autobus podmiejski linii 67 w kierunku Biskupic i wysiąść po ok. 40-stu minutach na przystanku Biskupice-Kościół. Tam rozpoczyna się szlak prowadzący częściowo przez lasy Sokolich Gór. Wystarczy skręcić w lewo przed kościołem i udać się piękną polną drogę w stronę Sokolich Gór.

Wiosenne lasy Sokolich Gór przedstawiają się niezwykle, a śpiewające ptaki uprzyjemniały wędrówkę – koniecznie musimy wrócić tam w sezonie grzybowym.

Polnymi drogami doszliśmy do Zrębic. Przestrzenie, błękit nieba, czego chcieć więcej.

W Zrębicach nie zwiedzaliśmy już zabytkowego kościółka o którym możecie przeczytać w tej notce, ale odbiliśmy w stronę kapliczki i skałek św. Idziego. Tamże, krótki odpoczynek, kanapki, napoje, w miejscu bardzo przyjemnym, gdzie odkryte i odkrzaczone skałki prezentowały się świetnie.

W Przymiłowicach-Kotysowie (bardzo cichej i spokojnej wiosce) zauważyliśmy kilka ciekawych klimatów, stare domostwa, przydrożną kapliczkę.

A Olsztyn – wiadomo – to nasze miejsce na ziemi, gdzie właściwie wszędzie jest pięknie. Chwilę posiedzieliśmy przy Dziewicy i Szafie (nazwy skałek) przyglądając się wspinaczom, którzy tłumnie wylegli na łono przyrody, korzystając z pięknej aury. Przemieściliśmy się później już na wzgórze zamkowe, skąd panorama Olsztyna z jednej strony i panorama Sokolich Gór z drugiej – niezmiennie zachwyca. Powrót wieczornym autobusem linii 67 do Częstochowy zakończył nasz weekendowy wypad.

Serdecznie polecamy ten zakątek Jury dla długie pieszych lub, jak kto woli, rowerowych, wycieczek.

Zdjęcia : weekendnaszlakublog

Olsztyn k/Częstochowy

Często wizytujemy małą wieś na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej : Olsztyn, słynącą z ruin zamku wybudowanego w systemie Orlich Gniazd. Urokliwa wieś nad którą góruje Wieża Starościańska i Stołp wraz z częścią murów mieszkalnych, nadają charakteru tej spokojnej osadzie, w której malutki rynek i klimatyczne uliczki z zachowaną gdzieniegdzie starą zabudową sprzyjają długim spacerom, podczas których można napawać się spokojem i odpocząć od hałasu zgiełkliwego miasta.

Ponoć oficjalne informacje o zamku pochodzą aż z 1306r. kiedy to był on identyfikowany z zamkiem z Przymiłowicach, dlatego w 2006r. obchodzono jego 700-lecie. Jednak niektórzy twierdzą, że zamek powstał jeszcze wcześniej. Jego historia jest niezwykła, bo przechodził on przez ręce Kazimierza Wielkiego, Władysława Opolczyka, Władysława Jagiełły, i burzliwa. W 1587r „atakowany był przez wojska austriackie arcyksięcia Maksymiliana, pretendenta do tronu polskiego. Dowódcą załogi był wówczas starosta Kacper Karliński. Jego porwany kilkuletni syn wraz z piastunką wystawiony został pod zamek na pierwszą linię ognia. Obrona się powiodła, z poświęceniem jednak życia syna dowódcy. Doszło też do zniszczeń zamku. Wydarzenie to znalazło swój wyraz w twórczości Władysława Syrokomli i Aleksandra Fredry” (źródło: internet). W 1656r. w czasie potopu Szwedzi zniszczyli zamek. Pozostałe z niego ruiny dostępne są do zwiedzania.

Ze wzgórza zamkowego roztacza się piękny widok na panoramę wsi Olsztyn aż po Częstochowę, a z drugiej strony na rezerwat „Sokole Góry” oraz bliższe skupiska skalne takie jak : Dziewica, Szafa, Biakło i Lipówki.

Olsztyn to jednak również rynek i urokliwe uliczki, którymi spacer daje dużo przyjemności.
Ulica Mała, Karlińskiego, Cicha, Combika… to jedne z ciekawszych we wsi, a stojące w rynku rzeźby są autorstwa krakowskiego artysty Michała Batkiewicza i mają około 6m wysokości. Z kolei, wiszące rzeźby balansujące częstochowskiego artysty Jerzego Kędziory również przydają charakteru olsztyńskiemu rynkowi i okolicznym ulicom.

Na uwagę zasługuje również piękny kościół św. Jana Chrzciciela zbudowany w latach 1722-29 przez ks. Albina Łęczyńskiego, z pomocą finansową starostów olsztyńskich i uroczyście poświęcony (konsekrowany) 9.11.1729 r. przez biskupa Augustyna Wessla. Kościół idealnie wtapia się w krajobraz wsi i widoczny właściwie z każdej strony, czy to od strony zabudowań i ulicy, czy ze wzgórza zamkowego, sprawia niezwykłe wrażenie.

Serdecznie polecamy to miejsce na weekendowy (choć nie tylko) wypad!

(zdjęcia: weekendnaszlakublog)