Otwarcie sezonu 2020r. – w poszukiwaniu ukrytych skałek

To nasza pierwsza „hardkorowa” wycieczka w tym roku, która od razu dała nam wiele radości i obfitowała w prawie same nowości na szlaku. Standardowo, rozpoczęliśmy w Zawierciu, skąd busem udaliśmy do Ryczowa Kolonii. Pierwszym naszym celem było „Wzgórze Czubatka”. Polną ścieżką między domami udaliśmy się na to porośnięte sosnami wzgórze, a sama skała widoczna jest z drogi w kierunku Podzamcza, zatem łatwo jest trafić. Tym razem była mocno odsłonięta, bo drzewa jeszcze nie zgęstniały od zieleni,  dlatego prezentowała się okazale z każdej strony.

Penetrowaliśmy wzgórze „Czubatka” dalej, gdyż okazało się, że nieopodal skrywały się kolejne niewielkie wzniesienia ze skałkami. 

Idziemy dalej. Nie wracamy już w kierunku Ryczowa Kolonii, ale ruszamy dalej polną ścieżką, która prowadzi nas przez pola, wzgórz ze skałkami trzeba już wypatrywać, bo kryją się w lasach. Tak jest na przykład z „Międzygórami”, które robią na nas duże wrażenie, to kilka niewielkich pagórków, gdzie kryją się niewysokie, ale urokliwe ostańce. 

Ruszamy dalej, polami, miedzami, z pięknymi widokami na Rezerwat „Ruskie Góry”. Włazimy na przydrożne, małe pagórki, gdzie „siedzą” sobie niewielkie skałeczki. Podziwiamy rozległe przestrzenie.

Docieramy do szosy i zarazem niebieskiego szlaku prowadzącego do Podzamcza. Po kilkunastu metrach ukazuje się skała i wzgórze „Felinkowa”, najpierw jednak zatrzymujemy się na chwilę przy tablicy informacyjnej upamiętniającej żołnierzy poległych w I wojnie światowej. 

Następnie, kierujemy się w stronę „Felinkowej” i tu już trafiamy na naprawdę zachwycające skały. Te, które widać z szosy, nie są jedynymi. Wchodzimy głębiej, penetrujemy teren, żeby zobaczyć jak najwięcej. Trafiamy na kilka wzgórków, okopy skryte w lesie, wędrujemy wzdłuż nich, znajdujemy coraz to nowsze ostańce, na jednym ze wzgórz robimy małą „posiadówkę”.

Wracamy do szosy. I dalej niebieskim szlakiem kierujemy się w stronę Podzamcza, jeszcze włażąc na niewielkie wzgórze przy szosie.

Wchodzimy w las i niebawem postanawiamy skręcić w szlak czerwony, żeby dotrzeć do skały „Zapad”, która teraz również jest mocno odsłonięta, przez brak liści. Znajdujemy ją bez problemu. Nie wystarcza nam jednak tylko to, co przy ścieżce, wchodzimy głębiej, skały ciągną się jeszcze na niewielkim wzgórzu, które całe obchodzimy wokół, by zobaczyć jak najwięcej się da. Później, leśnym duktem, idąc dalej, natrafiamy na „Skałę za Boiskiem”.

Powoli docieramy do celu naszej wycieczki – Podzamcza. Idąc od strony hotelu, mamy okazję po raz kolejny odwiedzić „Rejon Cim” z robiącymi wrażenie skałami. Pogoda już zaczyna nam nieco doskwierać, gdyż robi się bardzo wietrznie i zimno, a my mamy „w nogach” już sporo kilometrów i marzymy tylko o czymś ciepłym. Jednak na chwilę zapominamy o tym, co nam doskwiera i cieszymy się pięknymi widokami:

Chwilę odpoczywamy na terenie zamku, czekając na bus powrotny do Zawiercia. To była świetna wycieczka, rozpoczęliśmy sezon z przytupem, bo udało nam się odwiedzić  praktycznie same nowe miejsca po drodze z Ryczowa Kolonii do Podzamcza. Polecamy i już dziś zapraszamy na nasze kolejne wyprawy, które już niebawem 🙂

zdjęcia : weekendnaszlakublog

Pętelka: Podzamcze – Ryczów-Kolonia – Podzamcze

W lipcową niedzielę udaliśmy się, standardowo już z Zawiercia, busem do Podzamcza. Wczesno-poranne godziny zawsze sprzyjają, bo nie ma tłumów i dopiero wszystko budzi się do życia. Na spokojnie mogliśmy sobie obejść cały zamek, który skąpany w słońcu wraz z okolicznymi skałkami prezentował się świetnie i wprawił nas w bardzo dobry nastrój. 

Udaliśmy się w stronę Hotelu 511, by stamtąd, szosą prowadzącą do Ryczowa, udać się na poszukiwania ukrytych w pobliskich lasach skał, co było naszym głównym planem. Nie miała to być długa wycieczka, raczej bardziej „sycąca” pod kątem nowych miejsc, których wcześniej nie udało nam się zobaczyć. Niedaleko prywatnej działki ze skałą „Gurdziel”, która z oddali prezentuje się znakomicie, skręciliśmy w pola, by dotrzeć do pobliskiego lasu.

Pierwszym zdobytym celem była „Gruczkowa Skała”, zarośnięta niestety, skryta w lesie, ale potężna, choć na pierwszy rzut oka niepozorna skała. 

Kolejnym celem, jaki sobie obraliśmy była „Mała Skała” i „Wyżyna Ryczówczańska” – wzniesienie o wysokości 464 m ze skałkami, skąd można podziwiać (jak się okazało) piękne widoki. Widać w oddali m.in. wzgórze „Grochowiec Wielki” w Ryczowie i lasy Rezerwatu „Ruskie Góry”. Tutaj zrobiliśmy sobie mały odpoczynek.

Zadowoleni z naszych odkryć, nieco zmęczeni upałem, powoli udaliśmy się łąkami i polami, znów mijając „Gurdziela”, w stronę Ryczowa-Kolonii i poczynając od jej niewielkiej dzielnicy: „Młocarnia” rozpoczęliśmy wędrówkę z powrotem do Podzamcza. 

Żar lał się z nieba, a na popołudnie zapowiadano burze. Zaczęło się chmurzyć, więc zamiast iść szosą i nadkładać drogi, znaleźliśmy skrót prowadzący polami i lasem. W ten sposób doszliśmy do czerwonego szlaku, prowadzącego do Podzamcza.

Tak właśnie wyglądała krótka, choć intensywna „pętelka”: rozpoczęliśmy od Hotelu 511 i również od tamtej strony wróciliśmy, kończąc naszą wycieczkę posiłkiem w „Chacie pod Zamkiem”, gdzie mogliśmy się skryć przed ulewą, która pojawiła się na szczęście już na koniec naszej wycieczki. Mogliśmy odpocząć pod parasolem, przeczekać deszcz i niewielką burzę, aby późnym popołudniem wrócić busem do Zawiercia.

Bardzo jesteśmy zadowoleni z naszego wypadu. Intensywnie, niewiele kilometrów, ale za to sporo wrażeń „wizualnych” i znów kolejne wspomnienia.

Zdjęcia: weekendnaszlakublog

Ogrodzieniec – kamieniołom między Ogrodzieńcem a Bzowem -„Skała Rzędowa” – góra „Birów” – „Suchy Połeć” – Podzamcze

Krótsza niż zazwyczaj trasa wyszła nam tym razem. Ale nawet jeśli krótsza, to nie znaczy, że źle! Wręcz przeciwnie. Było bardziej „lajtowo” i równie przyjemnie dla oka. Ze względu na „Boże Ciało” czyli święto, woleliśmy nie ryzykować dojazdów do mniejszych miejscowości, dlatego z Zawiercia udaliśmy się busem prosto do Ogrodzieńca. Wysiedliśmy tam, by dróżką koło cmentarza, dojść do pobliskiego kamieniołomu, który znajduje się między Ogrodzieńcem właśnie, a pobliskim Bzowem (czyli de facto dzielnicą Zawiercia). Miejsce to odwiedzaliśmy już w marcu, ale wtedy nie było jeszcze tak zielono. Teraz szata roślinna dodała uroku. Obeszliśmy sporą część kamieniołomu, zrobiliśmy trochę zdjęć i posiedzieliśmy sobie dłużej, bo mieliśmy sporo czasu… 

Następnie ruszyliśmy w stronę Bzowa, a właściwie „Skały Rzędowej”.

Zależało nam bardzo na odwiedzeniu tego miejsca, gdyż pora jest odpowiednia na kwitnienie maków, a tam, gdy byliśmy ze dwa lata temu, pola były ich pełne. Tym razem zmieniono uprawy i maków nie było, poza resztkowymi kwiatkami, ale i tak widokowo „Skała Rzędowa” ujmuje. Zarówno sama skała i wzgórze, jak i panoramy, jakie rozciągają się wokół. Nie było wspinaczy, było cicho, spokojnie, pogoda dopisywała, dlatego mogliśmy spędzić tam więcej czasu na tak zwanym „lajcie”. Poleżeć, połazić wkoło, popatrzeć i posłuchać skowronków.

Kolejnym przystankiem na naszej trasie, była góra „Birów”. Dotarliśmy tam naszym „ukochanym” mega-piaszczystym, ciężkim do przejścia, czerwonym szlakiem, którego nawet nie było siły sfotografować…. Lekko „zmasakrowani” tą drogą i upałem dotarliśmy do góry „Birów”.

Był czas na lody dla ochłody, chwilę odpoczynku i ruszamy, by obejść całe wzgórze „Birów”. Pomijamy gród na szczycie i „łazimy” sobie wkoło tych masywnych, przepięknych formacji skalnych, obleganych już przez wspinaczy.

Obeszliśmy wszystko, posiedzieliśmy dłużej od strony prywatnej działki, tam, gdzie jest schronisko skalne, poobserwowaliśmy wspinających się …

Następnie, schodząc z góry „Birów” udajemy się w kierunku Podzamcza, ale jeszcze po drodze, skręcamy w lewo, w leśną ścieżkę na wzgórze „Suchy Połeć”, skąd roztacza się panorama Podzamcza z jednej strony, a z drugiej widok na górę „Birów”, w oddali nawet widać „Skałę Rzędową”, skąd przyszliśmy. Kawał drogi, choć wydawało się, że trasa krótka…. 😉 

Ostatni przystanek na trasie to już Podzamcze. Krótka piłka, czyli sklep z napojami, lody, chwila odpoczynku pod skałą „Adept” i powrót busem do Zawiercia.

DSC05798

Świetna, przyjemna trasa. „Lajtowo”, choć momentami intensywnie, ale widokowo przepięknie. Polecamy!

Zdjęcia: weeekendnaszlakublog

Pilica – kolonia Ryczów – Podzamcze

Jeden z „majówkowych” dni spędziliśmy w pięknych okolicznościach przyrody, rozpoczynając naszą pieszą trasę w Pilicy, do której jak zawsze dojechaliśmy niezawodnym busem z Zawiercia. Nasza wycieczka rozpoczęła się od spaceru koło zalewu w Pilicy, gdzie spędziliśmy miło kilka chwil rozkoszując się zielenią i nie tylko.

Pierwszym naszym głównym celem był cmentarz żydowski w Pilicy. Znajduje się on od strony osiedla „Wilcze Doły” i jest ogrodzony betonowym płotem z żelazną bramą. Nie jest łatwo go znaleźć, ale niedaleko znajduje się „Ośrodek Wypoczynkowy Spółki Energetycznej Enion” w Pilicy. Z historycznych informacji wiadomo, że założony w 1842r. cmentarz, został w czasach II wojny światowej mocno zdewastowany, wywieziono wiele nagrobków, a w 1945 r. niemiecka żandarmeria z Wolbromia rozstrzelała tutaj 70 Żydów z Pilicy. Niemniej jednak wiele macew się zachowało. Obrastają.

Wychodząc z samej Pilicy żegnali byliśmy takimi widokami.

Naszym kolejnym celem była „Skała Brzuchacka”, z którą chcieliśmy się po raz kolejny „przywitać”. Udało się. Robi wrażenie jak zawsze. Tym razem nasza wizyta zakończyła się malutkim piknikiem na szczycie. 

Następnie leśnym duktem, zielonym jak z bajki, ruszyliśmy w dalszą drogę.

Trochę błądzenia, szukania, ale udało się, kolejny nasz cel zaliczony. Skała „Szczebel” , znana w środowisku wspinaczkowym, choć położona w dość zarośniętym już miejscu, okazała się skałką bardzo urokliwą i o sporej wysokości. Kilka fotek, zachwytów i ruszamy dalej w stronę Kolonii Ryczów.

Po wyjściu z lasu otwiera się przed nami przestrzeń z niewielkim wzniesieniem o nazwie „Babia Góra”, z którego roztaczają się piękne widoki na Ryczów i w tle na rezerwat „Ruskie Góry”. Odpoczywamy napawając się nimi, choć silny wiatr nie pozwala nam zbyt długo tam siedzieć 🙂 dosłownie spychając nas w dalszą drogę. 

Ruszamy zatem szlakiem do Podzamcza, by tam zakończyć naszą wycieczkę. Po drodze oczywiście zahaczamy o „Skalne Miasteczko”, cieszymy się jak dzieci, podziwiając skały, które widzieliśmy już milion razy 🙂 Chwila odpoczynku i zwijamy się na bus do Zawiercia, pełni energii, którą zawsze dają nam takie wycieczki i jednocześnie zmęczeni kilometrami, jakie znów zrobiliśmy. No ale, jak zwykle w planach mamy już kolejne trasy, o czym niebawem! Zapraszamy 🙂

zdjęcia: weekendnaszlakublog

Ogrodzieniec – Bzów – Podzamcze

      Drugi weekendowy wypad obfitował w wiele, nowych dla nas odkryć jurajskich. To byla bardzo fajna wyprawa, już nawet nie pod kątem kilometrów jakie przeszliśmy piechotą (a było ich ze 20 na pewno) ale pod kątem, tego co widzieliśmy!

Wysiedliśmy w Ogrodzieńcu, bo zaplanowaliśmy sobie spacer nad pobliski kamieniołom mieszczący się właśnie między Ogrodzieńcem, a dzielnicą Zawiercia – Bzowem. Kamieniołom okazał się świetną miejscówką i na pewno jeszcze tam wrócimy inną porą roku, gdy będzie bardziej zielono, lub też już bardziej jesiennie, żeby kolory grały.

      Pobliski Bzów zaskoczył nas bardzo przyjazną energią atmosferą, która sprawiła, że chcemy tam jeszcze wrócić. Kilka starych budynków, przyjemne uliczki, źródła Czarnej Przemszy, stary dworek wzniesiony na przełomie XVIII i XIX w, w niestety dość kiepskim wizualnie stanie, zatrzymały nas na chwilę.

Kolejnym punktem była „Skała Rzędowa”, ale…. nagle…. odbiliśmy nieco ze ścieżki, bo oczy nasze przykuła piękna skałka na niewielkim wzgórzu, z którego roztaczał się cudowny widok na okoliczne pola. 

      Do „Skały Rzędowej” w końcu nie poszliśmy, znamy to miejsce już dobrze, a nie poszliśmy bo objawił nam się, a własciwie przypomniał inny cel: odszukanie, obitej niedawno skały „Krzewiny”, która znajduje się w pobliskim lesie. Postanowiliśmy udać się miedzą i polami, zostawiając w tyle „Skałę Rzędową”.

     No i jest…”Krzewiny” odnalezione! Skałą zrobiła na nas super wrażenie.

Kolejnym celem był rejon skały „Lemur” i pobliskich skałek „Duże” i „Małe Jajo”. Wreszcie się udało! Już kilkakrotnie w zeszłych latach próbowaliśmy przedostać się przez chaszcze i las, by dotrzeć do tego miejsca, nie udawało się, bo nie mogliśmy odnaleźć drogi, drzewa zasłaniały, krązyliśmy nie tam gdzie trzeba było… No ale w końcu udało się! „Lemur” okazał się również świetną miejscówką, gdzie chwilkę popstrykaliśmy.

…. przy okazji natrafiając na bezimienną (chyba) skałkę nieopodal. Co za miejsce! Podobało się nam bardzo, tym bardziej, że już dwa razy próbowaliśmy odnależć „Lemura”.

     Już cali przeszczęśliwi skierowaliśmy się w stronę Podzamcza, do czerwonego, znienawidzonego przez nas lekko, ze względu na bardzo piaszczystą strukturę, szlaku. Ciężko się tym odcinkiem idzie, szczególnie kiedy już się jest bardzo zmęczonym. Na chwilkę odbiliśmy w lewo, w górę, by przysiąść, odpocząć i spojrzeć na okoliczne pola…

Chwilę potem, powracając na czerwony szlak właściwie liczyliśmy już tylko na to, by dojść do Podzamcza i zdążyć przed deszczem. Ale nie! Kolejna niespodzianka! Idziemy, idziemy, spojrzenie w górę, a tam w lesie, majaczą jakieś kształty, jakby skały! Jest! Kolejny szukany przez nas kiedyś cel: Lisia Góra! Co za skałki! szczeliny, schronisko, okienka, dziurki, jamki – niezwykłe formy, zachwycające! To było już nasze „opus magnum”, zachwytom nie było końca! „Opstrykaliśmy” wszystko co możliwe…wykrzykując co rusz nasze zachwyty!

Niestety trzeba było ruszać dalej. Nasyceni widokami i wrażeniami, zmęczeni wróciliśmy na „piachy” czerwonego szlaku, by udać się już w stronę „Góry Birów”. Po drodze złapał nas lekki deszcz, więc darowaliśmy już sobie Birów i udaliśmy się prosto do Podzamcza, by chwilkę odpocząć i skryć się w altance koło skały „Adept”. Posilić się, ogrzać herbatką z termosu i poczekać na bus do Zawiercia.

Ta sobota była dla nas wyjątkowa pod kątem nowości. Świetna wycieczka!!! Zmęczeni ale szcześliwi wróciliśmy do domu.

57258146_2388135911418444_7422861711318712320_n

czerwone kropeczki na mapie to nasza trasa.

zdjęcia: weeekendnaszlakublog

Rozpoczynamy nowy sezon w Podzamczu

   Nareszcie nadszedł odpowiedni czas i dobra pogoda na rozpoczęcie naszego, tegorocznego sezonu. Czekaliśmy dość długo, przebieraliśmy nogami, by móc wreszcie wyruszyć na szlak. No i stało się. Ostatni dzień marca powitaliśmy w Podzamczu na tak zwanym „lajcie”. Tym razem nastawiliśmy się na dokładniejsze spenetrowanie terenu wokół zamku i odwiedzenie okolicznych skałek, dobrze znanych w środowisku wspinaczkowym, a rzadko odwiedzanych przez turystów, którzy skupiają się głównie na ruinach zamku. My jednak wolimy te bardziej nieoczywiste lub mniej odwiedzane miejsca 🙂

  Pierwszym miejscem jakie odwiedziliśmy z samego rana było Sanktuarium Matki Bożej Skałkowej w Podzamczu, znajdujące się przy drodze prowadzącej z Ogrodzieńca do Pilicy. Kaplica umiejscowiona w naturalnym, skałkowym otoczeniu ma swój urok i pierwszy raz udało nam się zobaczyć to miejsce zobaczyć z bliska.

  Po drugiej stronie drogi, skręcając w boczną uliczkę, doszliśmy do imponującego wzgórza Suchy Połeć (433,5 m). Jest to zarówno świetne miejsce dla wspinaczy, bo i skały tam masywne, ale też i punkt widokowy na zamek. Na wzgórzu znajduje się też kilka pomniejszych, bezimiennych skałek oraz bunkier niemiecki z czasów II wojny światowej. 

  Kolejnym etapem naszej wycieczki były już tereny wokół zamku zwane Skalnym Miastem. To tam jest raj dla wspinaczki, a ścieżki prowadzące wśród masywnych skał, o stromych ścianach robią wrażenie.

Ciekawy jest też teren wokół Hotelu Poziom 511, bo i on wtopiony jest w skałkowe otoczenie. 

Udaliśmy się też w troszkę dalsze tereny, już leśne, które również skrywają wiele niezwykłych skał, może rzadziej odwiedzanych, ale na pewno znanych w środowisku wspinaczkowym. Zainteresowanych szczegółami zapraszamy na facebooka i stronę Jurajski Szlak Blog, na której znajdziecie więcej wpisów, poświęconych poszczególnym skałkom. 

Zakończyliśmy naszą wycieczkę standardowo, spędzając kilka chwil już w bliskim otoczeniu zamku, posilając się i czekając na bus do Zawiercia.

Dopisała nam iście wiosenna pogoda, co zresztą widać na naszych fotkach. I już teraz zapraszamy, na kolejny wpis, który już niebawem, z weekendowego wypadu w nowo odkryte przez nas miejsca.

zdjęcia: weekendnaszlakublog

Kiełkowice – Karlin – „Kopaniny” – Podzamcze – czyli „przedlecie” na Jurze :)

Sobotnia, czerwcowa wyprawa….jeszcze nie lato, jeszcze wiosna ale wkoło było czuć typowo letnie klimaty: zieleń pól, maki, chabry i przede wszystkim rzepakowe pola w rozkwicie. Do tego piękna, słoneczna pogoda, wysoka, może nawet ciut za wysoka temperatura – czyli jurajski raj 🙂 Wyprawę rozpoczęliśmy tradycyjnie z Zawiercia skąd miejską „siódemką” pojechaliśmy na ostatni przystanek jaki znajduje się pośrodku wsi Kiełkowice koło Podzamcza. Tam tradycyjne odwiedziny lokalnego sklepu i w pełni zaopatrzeni ruszamy w drogę. Prowadzi ona lokalną, boczną, wąską drogą w kierunku wsi Karlin przez przysiółek „Łąki”. Piękne okoliczności przyrody po drodze….z jednej strony trochę domostw z drugiej polne przestrzenie, lasy i z daleka widoczne, skryte w lesie wapienne ostańce.

Idziemy przez wspomniany przysiółek „Łąki” i wkrótce docieramy do wsi Karlin, administracyjnie należącego już do Zawiercia. Tutaj mamy dwa cele: skała „Nad Wsią” i „Las Dworski”. Zaczynamy od tego drugiego…”Las Dworski” to leśne wzgórze przecięte efektownym wąwozem, kryjące sporo ładnych ostańców.

Tradycji stało się zadość…troszkę pobłądziliśmy, trochę przekombinowaliśmy wybierając okrężną drogę z pominięciem szlaku…ale jakoś wreszcie w zaplanowane miejsca. Typowo leśne wzgórze…wysokie drzewa, wieczny mrok, mnóstwo roślinności, zwierząt.

Docieramy wkrótce do miejsc usianych efektownymi skałkami znajdującymi się po lewej jak i prawej stronie wąwozu. Spędziliśmy tutaj dłuższą chwilę poszukując co bardziej efektowne skały…

Po „zaliczeniu” tego co chcieliśmy, czyli odnalezieniu skrytych skał, podążamy z powrotem w kierunku wsi, teraz już grzecznie szlakiem wzdłuż wspomnianego wąwozu. Po dojściu do wsi zaliczamy kolejny zaplanowany obiekt, czyli skałę „Nad Wsią” – wybitny, bardzo malowniczy kompleks skalny, ze szczytu którego podziwiać można piękne krajobrazy.

Po spędzeniu dłuższej chwili na szczycie skały i nasyceniu się widokami (też posileniu się 🙂 ) Schodzimy ze wzgórza i ruszamy w dalszą drogę…początkowo idziemy jedną z lokalnych uliczek wsi by następnie skręcić najpierw łąkami i lasem a następnie szosą w kierunku wsi Bzów.

Tym razem nie docieramy do samego Bzowa – wsi o której już kiedyś opowiadaliśmy, zatrzymujemy się przy polach pod Bzowem…ogromnej przestrzeni porośniętej częściowo zbożami, częściowo rzepakami, wśród których licznie rosną maki i chabry. Przepiękne miejsce, raj dla oczu…

Ruszamy dalej…opuszczamy wygodną drogę z Karlina do Bzowa, skręcamy w lewo w leśną drogę. Następnym celem był odnalezienie schowanej w lesie, mało znanej skały „Kopaniny”. Tym razem bez błądzenia udało się ją szybko odnaleźć, wystarczyło w pewnym miejscu skręcić w kolejną polną dróżkę a następnie miedzą, między lasem a polami dojść do lasu gdzie kryje się wspomniany „ostaniec”.

Opuszczamy to interesujące miejsce z ładną skałą „Kopaniny”, kierujemy się dalej miedzą między polami a lasem na azymut i czuja do lasu w poszukiwaniu „czerwonego” szlaku. Udało się to bez większych problemów. Teraz leśną drogą zgodnie za szlakiem kierujemy się do Podzamcza. Zmęczenie mocno daje oznaki, zwłaszcza że to upalny był dzień a droga prowadzi teraz przez piachy…

Wreszcie dochodzimy w rejon Podzamcza…Mijamy tym razem „Górę Birów” ale za to na chwile odwiedzamy następne skalne wzgórze „Suchy Połeć”, gdzie przysiadamy chwilę delektując się widokami na pobliski zamek „Ogrodzieniec” i okolicę.

Ostatnie chwile tej długiej, męczącej, pełnej wrażeń trasy spędziliśmy tradycyjnie już pod samym zamkiem oczekując na busa do Zawiercia.

Zapewne nie raz tam powrócimy przy okazji innych tras. Zachęcamy do odwiedzenia miejsc, które tu pokazaliśmy 🙂

zdjęcia: weekendnaszlakublog

Weekend na Jurze – Podzamcze – Żelazko – Ryczów – Podzamcze

   Nasz niedawny, majowy jeszcze wypad miał się rozpocząć we wsi Żelazko. Mieliśmy z Zawiercia podjechać busem prosto do miejscowości Żelazko, by stamtąd udać się na poszukiwania okolicznych skałek i po prostu „połazić” po ulubionych terenach. Niestety bus zrobił nam psikusa i nie przyjechał. Stwierdziliśmy zatem, że dojedziemy do Podzamcza, a stamtąd już do Żelazka po prostu dojdziemy co mocno wydłużyło nam trasę…

Warto było zjawić się pod zamkiem z samego rana, kiedy jeszcze nie ma ludzi, wspinaczy, hałasu i chaosu. Niezwykłe doznanie, bo zamek i okoliczne tereny bez tłumów prezentują się wspaniale. Cicho i spokojnie…

 

Z Podzamcza, udaliśmy się w stronę wsi Żelazko, najpierw asfaltową szosą, a potem duktami przez las, mijając Kolonię Ryczów.

 

Następnie dróżkami wśród łąk, mijając gdzieniegdzie ukryte skałki, doszliśmy do wsi. Klimatyczna i przyjemna to „miejscówka”. 

 

 

Wychodząc z Żelazka, ścieżką wśród łąk a potem błądząc leśnymi duktami, wąwozami doszliśmy do wzgórza „Księża Góra” (462 m) z ukrytymi skałkami. Piękne, klimatyczne miejsce. 

 

Po krótkim odpoczynku, powróciliśmy do wsi Żelazko i skręcając w las, dotarliśmy do ukrytych w nim skałek: „Żelazny Mur” i „Zwierzyniec”, znanych w środowisku wspinaczkowym. 

Znów kolejny odpoczynek i dalej w drogę przez kolejne wzgórze zwane „Dębową Górą”, z licznymi skałkami wśród których kryją się mniej znane schroniska.

 

Z lasu wyszliśmy na polna drogę w stronę wsi Ryczów, tam kolejny, już ostatni odpoczynek, tym razem na pięknej łące.

 

Powrót busem do Zawiercia zakończył nasz długi wypad, jak zawsze, pełen wrażeń i wielu zdjęć. Polecamy te rejony.

(zdjecia: weekendnaszlakublog)

Ryczów – „Grochowiec Wielki” – Podzamcze – czyli po lasach i polach w poszukiwaniu ukrytych ostańców…

   Nasz kolejny weekendowy wypad rozpoczął się we wsi Ryczów w gminie Ogrodzieniec. Od razu rozpoczęliśmy wędrówkę w stronę wzgórza „Grochowiec Wielki”, na którym byliśmy już dwa razy, ale zawsze jakoś krótko, a raz nawet nie trafiliśmy z pogodą. Wzgórze jest bardzo urokliwe, ale o tym za chwilkę. Najpierw wdrapaliśmy się na naprzeciwległe wzgórze ukryte w lesie, o wdzięcznej nazwie „Łysa Pałka”. Jest na nim kilka bardzo ciekawych skałek, a z samego szczytu rozciąga się bardzo ładny widok. Nie spodziewaliśmy się, że nas tak zachwyci to miejsce.

 

Następnie wspomniany na początku rozległy „Grochowiec Wielki”, skąd również rozpościera się piękny widok. Samo wzgórze leży pomiędzy Ryczowem a wsią Żelazko i liczy sobie 486 m n.p.m. Mały przystanek, podziwianie wiosny w pełni i dalej w drogę.

 

Pogoda dopisała, zatem nie tak bardzo odległe skałki widoczne z Grochowca, odwiedziliśmy również.

 

Kolejny cel to wzgórze „Cisownik”, które znajduje się niedaleko „Grochowca Wielkiego”, jest nawet z niego widoczne, więc nie ma większego problemu by tam trafić, choć kiedyś nam się nie udało. Tym razem doszliśmy. Znajdują się tam dwie bardzo ładne i wysokie skały, a po drugiej stronie ścieżki, również świetny punkt widokowy, do którego trzeba się przedrzeć przez krzaki i troszkę wdrapać.

 

Odpoczęliśmy chwilę i ruszyliśmy już w dalszą drogę do Podzamcza. Leśnym duktem, a potem wokół prywatnej posesji (ogromnej zresztą) ze skałką „Gurdziel” (przepiękne miejsce, przepiękne zielone pola i łąki) drogą do Podzamcza. Warto było zobaczyć te przestrzenie.

 

 

Nie był to zatem odległościowy „hardkor” ale warto było, bo pogoda dopisała, widoki zachwyciły, no i znów udało się odkryć kilka pięknych „miejscówek” ze skałkami. Na koniec dnia, odpoczynek w Podzamczu, krótka wizyta w „skalnym miasteczku” od strony Hotelu 501.

 

Następnie kilka pamiątkowych zdjęć na zamku w naszych ulubionych miejscach, obserwacje wspinaczy, posiłek i powrót do Zawiercia.

 

Świetna wycieczka. Już nie możemy doczekać się kolejnej w te okolice. 

zdjęcia: weekendnaszlakublog.

Podzamcze -> Ryczów -> Straszakowe Skały

   Piękna, prawie już letnia, pogoda sprzyjała nam w ostatnim weekendowym wypadzie w rejony zawierciańskie, które są jednymi z naszych ulubionych. Z Zawiercia pojechaliśmy busem do Podzamcza, a tam chwilka spędzona przy zamku, gdy jeszcze nie było tłumów.

I w drogę, znów sporo kilometrów piechotą. Celem były „Straszakowe Skały” w Ryczowie, do których dotarliśmy po południu, mijając najpierw miejscowość Kolonia Ryczów, troszkę błąkając w poszukiwaniu różnych skałek leżących w okolicach. Natrafiliśmy przykładowo na skałkę „Szczebel”, ciężko było się do niej dostać, bo teren mocno „zakrzaczony” ale było warto, widok z jej szczytu przedstawia się tak:

Szliśmy dalej przez  łąki i lasy, po drodze robiąc zdjęcia, podziwiając wspaniałe widoki, i mijając przydrożne kapliczki.

Wreszcie cel został osiągnięty. „Straszakowe Skały” powitały nas po raz kolejny swoją monumentalnością i spokojem, choć było tam sporo miłośników wsinaczki skałkowej. Sprzyjała nam niezwykła przejrzystość i rześkość powietrza, czuliśmy się fantastycznie, choć już nieco zmęczeni. Na pewno tam jeszcze powrócimy.

Nasza wycieczka uwieńczona została odpoczynkiem na łące w Podzamczu, do którego powróciliśmy busem z Ryczowa. Z tyłu zamku odbywał się zlot jurajskich paralotniarzy, zatem mogliśmy popodziwiać ich umiejętności. To był cudowny dzień!

zdjęcia: weekendnaszlakublog