Otwarcie sezonu 2020r. – w poszukiwaniu ukrytych skałek

To nasza pierwsza „hardkorowa” wycieczka w tym roku, która od razu dała nam wiele radości i obfitowała w prawie same nowości na szlaku. Standardowo, rozpoczęliśmy w Zawierciu, skąd busem udaliśmy do Ryczowa Kolonii. Pierwszym naszym celem było „Wzgórze Czubatka”. Polną ścieżką między domami udaliśmy się na to porośnięte sosnami wzgórze, a sama skała widoczna jest z drogi w kierunku Podzamcza, zatem łatwo jest trafić. Tym razem była mocno odsłonięta, bo drzewa jeszcze nie zgęstniały od zieleni,  dlatego prezentowała się okazale z każdej strony.

Penetrowaliśmy wzgórze „Czubatka” dalej, gdyż okazało się, że nieopodal skrywały się kolejne niewielkie wzniesienia ze skałkami. 

Idziemy dalej. Nie wracamy już w kierunku Ryczowa Kolonii, ale ruszamy dalej polną ścieżką, która prowadzi nas przez pola, wzgórz ze skałkami trzeba już wypatrywać, bo kryją się w lasach. Tak jest na przykład z „Międzygórami”, które robią na nas duże wrażenie, to kilka niewielkich pagórków, gdzie kryją się niewysokie, ale urokliwe ostańce. 

Ruszamy dalej, polami, miedzami, z pięknymi widokami na Rezerwat „Ruskie Góry”. Włazimy na przydrożne, małe pagórki, gdzie „siedzą” sobie niewielkie skałeczki. Podziwiamy rozległe przestrzenie.

Docieramy do szosy i zarazem niebieskiego szlaku prowadzącego do Podzamcza. Po kilkunastu metrach ukazuje się skała i wzgórze „Felinkowa”, najpierw jednak zatrzymujemy się na chwilę przy tablicy informacyjnej upamiętniającej żołnierzy poległych w I wojnie światowej. 

Następnie, kierujemy się w stronę „Felinkowej” i tu już trafiamy na naprawdę zachwycające skały. Te, które widać z szosy, nie są jedynymi. Wchodzimy głębiej, penetrujemy teren, żeby zobaczyć jak najwięcej. Trafiamy na kilka wzgórków, okopy skryte w lesie, wędrujemy wzdłuż nich, znajdujemy coraz to nowsze ostańce, na jednym ze wzgórz robimy małą „posiadówkę”.

Wracamy do szosy. I dalej niebieskim szlakiem kierujemy się w stronę Podzamcza, jeszcze włażąc na niewielkie wzgórze przy szosie.

Wchodzimy w las i niebawem postanawiamy skręcić w szlak czerwony, żeby dotrzeć do skały „Zapad”, która teraz również jest mocno odsłonięta, przez brak liści. Znajdujemy ją bez problemu. Nie wystarcza nam jednak tylko to, co przy ścieżce, wchodzimy głębiej, skały ciągną się jeszcze na niewielkim wzgórzu, które całe obchodzimy wokół, by zobaczyć jak najwięcej się da. Później, leśnym duktem, idąc dalej, natrafiamy na „Skałę za Boiskiem”.

Powoli docieramy do celu naszej wycieczki – Podzamcza. Idąc od strony hotelu, mamy okazję po raz kolejny odwiedzić „Rejon Cim” z robiącymi wrażenie skałami. Pogoda już zaczyna nam nieco doskwierać, gdyż robi się bardzo wietrznie i zimno, a my mamy „w nogach” już sporo kilometrów i marzymy tylko o czymś ciepłym. Jednak na chwilę zapominamy o tym, co nam doskwiera i cieszymy się pięknymi widokami:

Chwilę odpoczywamy na terenie zamku, czekając na bus powrotny do Zawiercia. To była świetna wycieczka, rozpoczęliśmy sezon z przytupem, bo udało nam się odwiedzić  praktycznie same nowe miejsca po drodze z Ryczowa Kolonii do Podzamcza. Polecamy i już dziś zapraszamy na nasze kolejne wyprawy, które już niebawem 🙂

zdjęcia : weekendnaszlakublog

Ogrodzieniec – Bzów – Podzamcze

      Drugi weekendowy wypad obfitował w wiele, nowych dla nas odkryć jurajskich. To byla bardzo fajna wyprawa, już nawet nie pod kątem kilometrów jakie przeszliśmy piechotą (a było ich ze 20 na pewno) ale pod kątem, tego co widzieliśmy!

Wysiedliśmy w Ogrodzieńcu, bo zaplanowaliśmy sobie spacer nad pobliski kamieniołom mieszczący się właśnie między Ogrodzieńcem, a dzielnicą Zawiercia – Bzowem. Kamieniołom okazał się świetną miejscówką i na pewno jeszcze tam wrócimy inną porą roku, gdy będzie bardziej zielono, lub też już bardziej jesiennie, żeby kolory grały.

      Pobliski Bzów zaskoczył nas bardzo przyjazną energią atmosferą, która sprawiła, że chcemy tam jeszcze wrócić. Kilka starych budynków, przyjemne uliczki, źródła Czarnej Przemszy, stary dworek wzniesiony na przełomie XVIII i XIX w, w niestety dość kiepskim wizualnie stanie, zatrzymały nas na chwilę.

Kolejnym punktem była „Skała Rzędowa”, ale…. nagle…. odbiliśmy nieco ze ścieżki, bo oczy nasze przykuła piękna skałka na niewielkim wzgórzu, z którego roztaczał się cudowny widok na okoliczne pola. 

      Do „Skały Rzędowej” w końcu nie poszliśmy, znamy to miejsce już dobrze, a nie poszliśmy bo objawił nam się, a własciwie przypomniał inny cel: odszukanie, obitej niedawno skały „Krzewiny”, która znajduje się w pobliskim lesie. Postanowiliśmy udać się miedzą i polami, zostawiając w tyle „Skałę Rzędową”.

     No i jest…”Krzewiny” odnalezione! Skałą zrobiła na nas super wrażenie.

Kolejnym celem był rejon skały „Lemur” i pobliskich skałek „Duże” i „Małe Jajo”. Wreszcie się udało! Już kilkakrotnie w zeszłych latach próbowaliśmy przedostać się przez chaszcze i las, by dotrzeć do tego miejsca, nie udawało się, bo nie mogliśmy odnaleźć drogi, drzewa zasłaniały, krązyliśmy nie tam gdzie trzeba było… No ale w końcu udało się! „Lemur” okazał się również świetną miejscówką, gdzie chwilkę popstrykaliśmy.

…. przy okazji natrafiając na bezimienną (chyba) skałkę nieopodal. Co za miejsce! Podobało się nam bardzo, tym bardziej, że już dwa razy próbowaliśmy odnależć „Lemura”.

     Już cali przeszczęśliwi skierowaliśmy się w stronę Podzamcza, do czerwonego, znienawidzonego przez nas lekko, ze względu na bardzo piaszczystą strukturę, szlaku. Ciężko się tym odcinkiem idzie, szczególnie kiedy już się jest bardzo zmęczonym. Na chwilkę odbiliśmy w lewo, w górę, by przysiąść, odpocząć i spojrzeć na okoliczne pola…

Chwilę potem, powracając na czerwony szlak właściwie liczyliśmy już tylko na to, by dojść do Podzamcza i zdążyć przed deszczem. Ale nie! Kolejna niespodzianka! Idziemy, idziemy, spojrzenie w górę, a tam w lesie, majaczą jakieś kształty, jakby skały! Jest! Kolejny szukany przez nas kiedyś cel: Lisia Góra! Co za skałki! szczeliny, schronisko, okienka, dziurki, jamki – niezwykłe formy, zachwycające! To było już nasze „opus magnum”, zachwytom nie było końca! „Opstrykaliśmy” wszystko co możliwe…wykrzykując co rusz nasze zachwyty!

Niestety trzeba było ruszać dalej. Nasyceni widokami i wrażeniami, zmęczeni wróciliśmy na „piachy” czerwonego szlaku, by udać się już w stronę „Góry Birów”. Po drodze złapał nas lekki deszcz, więc darowaliśmy już sobie Birów i udaliśmy się prosto do Podzamcza, by chwilkę odpocząć i skryć się w altance koło skały „Adept”. Posilić się, ogrzać herbatką z termosu i poczekać na bus do Zawiercia.

Ta sobota była dla nas wyjątkowa pod kątem nowości. Świetna wycieczka!!! Zmęczeni ale szcześliwi wróciliśmy do domu.

57258146_2388135911418444_7422861711318712320_n

czerwone kropeczki na mapie to nasza trasa.

zdjęcia: weeekendnaszlakublog

Ryczów – „Grochowiec Wielki” – Podzamcze – czyli po lasach i polach w poszukiwaniu ukrytych ostańców…

   Nasz kolejny weekendowy wypad rozpoczął się we wsi Ryczów w gminie Ogrodzieniec. Od razu rozpoczęliśmy wędrówkę w stronę wzgórza „Grochowiec Wielki”, na którym byliśmy już dwa razy, ale zawsze jakoś krótko, a raz nawet nie trafiliśmy z pogodą. Wzgórze jest bardzo urokliwe, ale o tym za chwilkę. Najpierw wdrapaliśmy się na naprzeciwległe wzgórze ukryte w lesie, o wdzięcznej nazwie „Łysa Pałka”. Jest na nim kilka bardzo ciekawych skałek, a z samego szczytu rozciąga się bardzo ładny widok. Nie spodziewaliśmy się, że nas tak zachwyci to miejsce.

 

Następnie wspomniany na początku rozległy „Grochowiec Wielki”, skąd również rozpościera się piękny widok. Samo wzgórze leży pomiędzy Ryczowem a wsią Żelazko i liczy sobie 486 m n.p.m. Mały przystanek, podziwianie wiosny w pełni i dalej w drogę.

 

Pogoda dopisała, zatem nie tak bardzo odległe skałki widoczne z Grochowca, odwiedziliśmy również.

 

Kolejny cel to wzgórze „Cisownik”, które znajduje się niedaleko „Grochowca Wielkiego”, jest nawet z niego widoczne, więc nie ma większego problemu by tam trafić, choć kiedyś nam się nie udało. Tym razem doszliśmy. Znajdują się tam dwie bardzo ładne i wysokie skały, a po drugiej stronie ścieżki, również świetny punkt widokowy, do którego trzeba się przedrzeć przez krzaki i troszkę wdrapać.

 

Odpoczęliśmy chwilę i ruszyliśmy już w dalszą drogę do Podzamcza. Leśnym duktem, a potem wokół prywatnej posesji (ogromnej zresztą) ze skałką „Gurdziel” (przepiękne miejsce, przepiękne zielone pola i łąki) drogą do Podzamcza. Warto było zobaczyć te przestrzenie.

 

 

Nie był to zatem odległościowy „hardkor” ale warto było, bo pogoda dopisała, widoki zachwyciły, no i znów udało się odkryć kilka pięknych „miejscówek” ze skałkami. Na koniec dnia, odpoczynek w Podzamczu, krótka wizyta w „skalnym miasteczku” od strony Hotelu 501.

 

Następnie kilka pamiątkowych zdjęć na zamku w naszych ulubionych miejscach, obserwacje wspinaczy, posiłek i powrót do Zawiercia.

 

Świetna wycieczka. Już nie możemy doczekać się kolejnej w te okolice. 

zdjęcia: weekendnaszlakublog.