Ogrodzieniec – Bzów – Podzamcze

      Drugi weekendowy wypad obfitował w wiele, nowych dla nas odkryć jurajskich. To byla bardzo fajna wyprawa, już nawet nie pod kątem kilometrów jakie przeszliśmy piechotą (a było ich ze 20 na pewno) ale pod kątem, tego co widzieliśmy!

Wysiedliśmy w Ogrodzieńcu, bo zaplanowaliśmy sobie spacer nad pobliski kamieniołom mieszczący się właśnie między Ogrodzieńcem, a dzielnicą Zawiercia – Bzowem. Kamieniołom okazał się świetną miejscówką i na pewno jeszcze tam wrócimy inną porą roku, gdy będzie bardziej zielono, lub też już bardziej jesiennie, żeby kolory grały.

      Pobliski Bzów zaskoczył nas bardzo przyjazną energią atmosferą, która sprawiła, że chcemy tam jeszcze wrócić. Kilka starych budynków, przyjemne uliczki, źródła Czarnej Przemszy, stary dworek wzniesiony na przełomie XVIII i XIX w, w niestety dość kiepskim wizualnie stanie, zatrzymały nas na chwilę.

Kolejnym punktem była „Skała Rzędowa”, ale…. nagle…. odbiliśmy nieco ze ścieżki, bo oczy nasze przykuła piękna skałka na niewielkim wzgórzu, z którego roztaczał się cudowny widok na okoliczne pola. 

      Do „Skały Rzędowej” w końcu nie poszliśmy, znamy to miejsce już dobrze, a nie poszliśmy bo objawił nam się, a własciwie przypomniał inny cel: odszukanie, obitej niedawno skały „Krzewiny”, która znajduje się w pobliskim lesie. Postanowiliśmy udać się miedzą i polami, zostawiając w tyle „Skałę Rzędową”.

     No i jest…”Krzewiny” odnalezione! Skałą zrobiła na nas super wrażenie.

Kolejnym celem był rejon skały „Lemur” i pobliskich skałek „Duże” i „Małe Jajo”. Wreszcie się udało! Już kilkakrotnie w zeszłych latach próbowaliśmy przedostać się przez chaszcze i las, by dotrzeć do tego miejsca, nie udawało się, bo nie mogliśmy odnaleźć drogi, drzewa zasłaniały, krązyliśmy nie tam gdzie trzeba było… No ale w końcu udało się! „Lemur” okazał się również świetną miejscówką, gdzie chwilkę popstrykaliśmy.

…. przy okazji natrafiając na bezimienną (chyba) skałkę nieopodal. Co za miejsce! Podobało się nam bardzo, tym bardziej, że już dwa razy próbowaliśmy odnależć „Lemura”.

     Już cali przeszczęśliwi skierowaliśmy się w stronę Podzamcza, do czerwonego, znienawidzonego przez nas lekko, ze względu na bardzo piaszczystą strukturę, szlaku. Ciężko się tym odcinkiem idzie, szczególnie kiedy już się jest bardzo zmęczonym. Na chwilkę odbiliśmy w lewo, w górę, by przysiąść, odpocząć i spojrzeć na okoliczne pola…

Chwilę potem, powracając na czerwony szlak właściwie liczyliśmy już tylko na to, by dojść do Podzamcza i zdążyć przed deszczem. Ale nie! Kolejna niespodzianka! Idziemy, idziemy, spojrzenie w górę, a tam w lesie, majaczą jakieś kształty, jakby skały! Jest! Kolejny szukany przez nas kiedyś cel: Lisia Góra! Co za skałki! szczeliny, schronisko, okienka, dziurki, jamki – niezwykłe formy, zachwycające! To było już nasze „opus magnum”, zachwytom nie było końca! „Opstrykaliśmy” wszystko co możliwe…wykrzykując co rusz nasze zachwyty!

Niestety trzeba było ruszać dalej. Nasyceni widokami i wrażeniami, zmęczeni wróciliśmy na „piachy” czerwonego szlaku, by udać się już w stronę „Góry Birów”. Po drodze złapał nas lekki deszcz, więc darowaliśmy już sobie Birów i udaliśmy się prosto do Podzamcza, by chwilkę odpocząć i skryć się w altance koło skały „Adept”. Posilić się, ogrzać herbatką z termosu i poczekać na bus do Zawiercia.

Ta sobota była dla nas wyjątkowa pod kątem nowości. Świetna wycieczka!!! Zmęczeni ale szcześliwi wróciliśmy do domu.

57258146_2388135911418444_7422861711318712320_n

czerwone kropeczki na mapie to nasza trasa.

zdjęcia: weeekendnaszlakublog

Rozpoczynamy nowy sezon w Podzamczu

   Nareszcie nadszedł odpowiedni czas i dobra pogoda na rozpoczęcie naszego, tegorocznego sezonu. Czekaliśmy dość długo, przebieraliśmy nogami, by móc wreszcie wyruszyć na szlak. No i stało się. Ostatni dzień marca powitaliśmy w Podzamczu na tak zwanym „lajcie”. Tym razem nastawiliśmy się na dokładniejsze spenetrowanie terenu wokół zamku i odwiedzenie okolicznych skałek, dobrze znanych w środowisku wspinaczkowym, a rzadko odwiedzanych przez turystów, którzy skupiają się głównie na ruinach zamku. My jednak wolimy te bardziej nieoczywiste lub mniej odwiedzane miejsca 🙂

  Pierwszym miejscem jakie odwiedziliśmy z samego rana było Sanktuarium Matki Bożej Skałkowej w Podzamczu, znajdujące się przy drodze prowadzącej z Ogrodzieńca do Pilicy. Kaplica umiejscowiona w naturalnym, skałkowym otoczeniu ma swój urok i pierwszy raz udało nam się zobaczyć to miejsce zobaczyć z bliska.

  Po drugiej stronie drogi, skręcając w boczną uliczkę, doszliśmy do imponującego wzgórza Suchy Połeć (433,5 m). Jest to zarówno świetne miejsce dla wspinaczy, bo i skały tam masywne, ale też i punkt widokowy na zamek. Na wzgórzu znajduje się też kilka pomniejszych, bezimiennych skałek oraz bunkier niemiecki z czasów II wojny światowej. 

  Kolejnym etapem naszej wycieczki były już tereny wokół zamku zwane Skalnym Miastem. To tam jest raj dla wspinaczki, a ścieżki prowadzące wśród masywnych skał, o stromych ścianach robią wrażenie.

Ciekawy jest też teren wokół Hotelu Poziom 511, bo i on wtopiony jest w skałkowe otoczenie. 

Udaliśmy się też w troszkę dalsze tereny, już leśne, które również skrywają wiele niezwykłych skał, może rzadziej odwiedzanych, ale na pewno znanych w środowisku wspinaczkowym. Zainteresowanych szczegółami zapraszamy na facebooka i stronę Jurajski Szlak Blog, na której znajdziecie więcej wpisów, poświęconych poszczególnym skałkom. 

Zakończyliśmy naszą wycieczkę standardowo, spędzając kilka chwil już w bliskim otoczeniu zamku, posilając się i czekając na bus do Zawiercia.

Dopisała nam iście wiosenna pogoda, co zresztą widać na naszych fotkach. I już teraz zapraszamy, na kolejny wpis, który już niebawem, z weekendowego wypadu w nowo odkryte przez nas miejsca.

zdjęcia: weekendnaszlakublog