Żarki – Leśniów – Czarny Kamień – Łutowiec – Mirów

Jesienna pogoda jeszcze nas rozpieszcza, więc korzystamy, póki się da. Nie zdarzyło się chyba, by w październiku chodzić z krótkim rękawkiem, ale w ostatnią sobotę tak było właśnie. Postanowiliśmy wybrać się do Mirowa. Busem z Myszkowa udaliśmy się do Żarek, by stamtąd już piechotą (jak zawsze zresztą) udać się zaplanowanym szlakiem w drogę. Żarki to niewielkie, ale bardzo „klimatyczne” i „wiekowe” miasteczko.

Ulicą Leśniowską, dochodzimy do Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej Patronki Rodzin. Zadbane, nastrojowe miejsce, z murowanym klasztorem użytkowanym przez zakon paulinów.

Następnie, skręcając w prawo obok gościńca, w lokalną ulicę, która powoli przechodzi w polno-leśną drogę udajemy się dalej. Wychodząc już na prawdziwie polne tereny, widzimy, że po prawej stronie wąwozu, jakim idziemy, pojawiają się niewielkie skałki. Zbaczamy więc na chwilę, by do nich dojść. Usadowione na niewielkim wzgórzu stanowią bardzo ładny punkt widokowy na okoliczne pola ubarwione już jesiennymi kolorami. 

Wracamy na ścieżkę, i dalej w stronę lasu, gdzie już „niebieskim”, pieszym szlakiem idziemy w kierunku wzgórza „Czarny Kamień”. Po drodze, o dziwo, udaje nam się zebrać trochę grzybów, bo piękny las nam się trafił. 

Wzgórze „Czarny Kamień” okraszone ostańcami wapiennymi ma swoistą aurę tajemniczości. Sama formacja skalna ze schroniskiem jest niezwykle ciekawie rzeźbiona i to tu spędzamy dłuższą chwilę.

Kolejnym punktem naszej wycieczki jest wieś Łutowiec i formacje skalne skupione w tym rejonie. Widokowo rewelacja, „wspinaczkowo”, jak widać, również. Chwilowa „posiadówka” na skale „Strażnica” i podziwianie okolicznych widoków uświadamia nam jak długi dystans już przeszliśmy. Ale nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy na Łutowcu zakończyli.

Po krótkim odpoczynku, ruszamy dalej, mijając kompleks skał „Łysej”, z której roztaczają się znów piękne widoki, oraz „Barak” z białym krzyżem na szczycie i powoli wychodzimy z Łutowca.

Tu już tylko kawałek (zawsze te 2 km..) szosą i jesteśmy w Mirowie. Zamek jawi się dość „nieuporządkowany”, niby trwały jakieś prace, ale zostały chyba już jakiś czas temu zaniechane, nie wygląda to dobrze, ale sam zamek z daleka przynajmniej robi wrażenie. 

To oczywiście nie koniec tej wycieczki. „Podzielimy” jednak ją na dwie części…Ciąg dalszy w kolejnym wpisie, który już wkrótce

zdjęcia: weekendnaszlakublog