Pierwszy raz na szlaku w tym roku – pętelka Łazy -Niegowonice – Łazy

Witajcie. Wreszcie ruszyliśmy na szlak. Pandemia skutecznie przyblokowała nasze zapały i niestety nie udało nam się wcześniej wybyć gdzieś dalej. Tydzień temu jednak zapakowaliśmy plecaki i własne tyłki w pociąg do Łaz, by zrobić „hardkorową” jak zawsze pieszą „pętelkę”. Pierwszy nasz wypad od wielu miesięcy, zatem radość była ogromna, że mogliśmy wreszcie rozprostować kości na szlaku. Same Łazy nie kojarzą nam się jakoś szczególnie dobrze, ale to dobra miejscówka, by ruszyć gdzieś dalej. Jednak wyjście z Łaz jest cholernie długie, idzie się i idzie, mijając po drodze bure budynki i smutne ulice. Ruszyliśmy niedzielnym porankiem, miasteczko spało, ulice opustoszałe, „Żabka” zamknięta…. cóż 😉

Pierwszym naszym celem był nieczynny kamieniołom w Niegowonicach, który już kiedyś odwiedziliśmy dwukrotnie, ale czasem warto wrócić w miejsca już znane (a nuż coś się zmieniło, urosło, zniknęło?) Tym razem natrafiliśmy na opuszczony magazyn (chyba) ładunków wybuchowych. Skryty w bocznej drodze do kamieniołomu okazał się czymś nowym na naszym szlaku. Ponure, zapuszczone miejsce, ale ciekawe odkrycie.

Sam kamieniołom prezentuje się niezmiennie w dobrej kondycji. Posiedzieliśmy chwilę w najwyższym punkcie, by nacieszyć oko widokami. Świetny punkt widokowy na Łazy czy Zawiercie.

Z kamieniołomu, polną ścieżką udaliśmy się przez Niegowonice, gdzie odwiedziliśmy tamtejszy kościół i cmentarz….

by następnie udać się w stronę wzgórza „Stodólsko”. Na samo wzgórze jednak nie dotarliśmy, za to wdrapaliśmy się na inne, niższe, ….po przeciwległej stronie, gdzie zrobiliśmy sobie kolejną, krótką „posiadówkę” z pięknymi widokami na horyzoncie (widać było m.in. na sporym zoomie lekko ośnieżone góry, czy hutę „Katowice”).

Kolejnym punktem naszej wycieczki było dojście (niestety dość ruchliwą szosą) na wzgórze „Kromołowiec”, znane z pięknych i sporych skał. Wzgórze znamy już dobrze, ale zawsze robi wrażenie. Niedziela sprzyjała turystom, było dość tłoczno, a że wzgórze jest przy samej szosie z parkingiem, to na chwilę samotności liczyć raczej nie można. Znaleźliśmy sobie jednak przyjemne miejsce nieco z tyłu, by przez chwilę poczuć klimat.

No i tak naprawdę tutaj zaczyna się nasza prawdziwa wyprawa, zabawa w odkrycia. Zeszliśmy lasem w jednym celu – znalezienia wzgórza „Okrąglica”, które kiedyś mieliśmy na wyciągnięcie ręki ale niestety pobłądziliśmy. Teraz trzeba było tylko odnaleźć żółty szlak. Czy znaleźliśmy „Okrąglicę” i trafiliśmy bez problemu? No ba, pewnie że tak! Tym razem się udało. Nie poddajemy się nigdy 🙂 Okazało się, że wtedy kiedy pobłądziliśmy, to w rzeczywistości staliśmy kilka metrów od tego pokrytego skałkami wzgórz, ale… było wtedy lato, a latem nic nie jest takie jak wiosną… Dlaczego? Bo guzik widać – wszystko zasłaniają liście drzew. Śmialiśmy się, że takie z nas „ciołki”, że przecież kurde przechodziliśmy tamtędy i dosłownie na wyciągnięcie ręki mieliśmy to miejsce… Ech. Teraz się udało, więc luzik, odhaczone, zaliczone.

Po „Okrąglicy” trafiliśmy jeszcze na inne, pobliskie i bardzo przyjemne, zalesione wzgórze, gdzie była przerwa na posiłek i odpoczynek.

Wszędzie już, witały nas skromne oznaki wiosny ale pogoda zaczęła się troszkę psuć. Silny, zimny wiatr nieco utrudniał wędrówkę, ale nie zraziło nas to. Pogoda przecież jest zawsze, wystarczy się dobrze ubrać. Za nami już sporo kilometrów, przed nami jeszcze dość długa droga powrotna do Łaz, przez które będziemy przecież iść i iść… No i tak… szliśmy i szliśmy i szliśmy.. chwilę niebieskim szlakiem przez przepiękny, sosnowy las, aż do Rokitna Szlacheckiego, skąd odbiliśmy na Łazy.

Apogeum naszej wycieczki, kiedy to już byliśmy mocno zmęczeni, po prawie 20 km pieszego rajdu, nastąpiło już w Łazach. Pierwszy raz trafiliśmy na ulicę przy której stoi „urbexowe” cudo – najprawdopodobniej była to kiedyś Cementownia Tymienieckiego, a potem Fabryka Materiałów Ogniotrwałych. Zdewastowane, ogromne, kilkupiętrowe hale i pomieszczenia ozdobione świetnymi graffiti zrobiły na nas kolosalne wrażenie. Świetne miejsce, niestety niszczejace, a pewnie za kilka / kilkanaście lat wszystko runie… ale teraz klimat jest. Spędziliśmy tam trochę czasu, a adrenalina nam skoczyła na sam koniec wycieczki.

Potem już prosta droga na dworzec, by wrócić do domu.

Świetna, sycąca, długa wyprawa, która naprawdę nam się udała. Pieszo zawsze więcej widać. Polecamy!

zdjęcia: weekendnaszlakublog

Pętelka: Łazy – Niegowonice i kamieniołom – wzgórze „Stodólsko” i „Kromołowiec” – Łazy

Zanosiło się na bardzo upalny dzień, ale stwierdziliśmy, że kto jak nie my, da radę? 😉 Kolejna piesza, długa trasa przed nami. Nie sztuką jest zrobić ją samochodem, ale przejść na własnych nogach w temperaturze około 37 stopni. Oczywiście byliśmy dobrze zabezpieczeni w stosowną ilość wody, przewiewne ciuchy, okulary, kremy z filtrem itp. Zresztą to już nie pierwszy raz taki „hardcore”… Czy się udało?  🙂

Ruszyliśmy. Najpierw pociągiem do Łaz. Stamtąd prosto, niebieskim szlakiem kierujemy się w stronę kamieniołomu „Niegowonice”. Samo „wyjście” asfaltowymi uliczkami z Łaz zajmuje już prawie godzinę, słońce daje w kość, a jest wczesny ranek.

W końcu pojawia się szutrowa droga, która prowadzi wprost do naszego pierwszego celu na trasie – kamieniołomu „Niegowonice”.

I oto jest ! Byliśmy tu już jesienią 2017r. Wtedy zauroczył nas swoją kolorową, jesienną szatą. Teraz jesteśmy już prawie latem. Owszem jest pięknie, choć inaczej – sama zieleń nie oddaje aż tak uroku skarp i urwisk, jak wtedy, kolorowe, jesienne liście. Siedzimy chwilkę z jednej strony kamieniołomu i podziwiamy.

Niemniej jednak, już nas korci, by udać się na przeciwną część wzgórza, na najwyższy (419 m.) punkt widokowy. Skręcamy ścieżką w lewo i potem w prawo, stopniowo podchodząc pod górę, cieszymy oczy widokami łąk, które otaczają kamieniołom. Wreszcie dochodzimy do punktu widokowego, skąd roztacza się wspaniała panorama. Tam chwilę siedzimy w cieniu i odpoczywamy.

Następnie, lokalną, polną ścieżką udajemy się do małej, urokliwej miejscowości Niegowonice, w której m.in. znajduje się zabytkowy kościół św. Franciszka z Asyżu. Powstał w 1802r. i z tego, co donosi internet: „Wewnątrz kościoła znajduje się m.in. łaskami słynący krucyfiks Pana Jezusa Miłosiernego (pochodzący z XVI w.), późnobarokowa chrzcielnica, a także cenne sprzęty liturgiczne: barokowe kielichy oraz monstrancja o cechach rokokowych i klasycystycznych, z początku w. XIX. Polichromia kościoła jest dziełem Antoniego Dawmonta i została wykonana w 1932 r. Drewniany ołtarz główny pochodzi z czasów współczesnych” (jura.slaskie.travel). Nie udało nam się niestety wejść do środka, by go dokładnie obejrzeć, gdyż akurat trwała msza – może następnym razem, bo na pewno warto.

Z Niegowonic wychodzimy boczną ścieżką w kierunku wzgórza „Stodólsko”, na którym również byliśmy podczas tej naszej jesiennej trasy sprzed dwóch lat. Wtedy nie dopisała nam zbytnio pogoda, trochę padał deszcz i mocno wiało. Teraz jest przepięknie. Rozciągają się wokół cudowne panoramy. Widać kawałek „Pustyni Błędowskiej”, zamek w Podzamczu, śląskie huty i w oddali dość mocno zarysowane pasmo gór, najpewniej Beskidów. Warto było, przepiękne miejsce widokowe, które polecamy. Nie udało nam się tam spędzić więcej czasu, gdyż słońce grzało niemiłosiernie, a na odkrytym wzgórzu ciężko było o cień. Zrobiliśmy sporo zdjęć.

Kolejnym przystankiem było wzgórze „Kromołowiec”, widoczne już też ze „Stodólska”. Szliśmy kawałek polną drogą, potem asfaltem, dość ruchliwą trasą, bo i miejsce często odwiedzane. Bardzo łatwo tam podjechać samochodem, jest niewielki parking tuż u podnóża i parę altanek do posiedzenia. Piękne miejsce, które „stoi” sobie niewzruszone jakby pośrodku dróg. Obeszliśmy wszystkie skałki, a potem już zrobiliśmy dłuższy odpoczynek w cieniu, po drugiej stronie wzgórza, gdzie miejsce jest mniej oblegane przez wycieczkowiczów i można w spokoju popodziwiać otaczające widoki. 

Ze wzgórza „Kromołowiec” udaliśmy się już w drogę powrotną do Łaz, ale nie asfaltem, a lasem. Trochę trzeba było pobłądzić i poprzedzierać się przez różne chaszcze, ale udało się nam dotrzeć do żółtego szlaku. Po drodze odwiedziliśmy jeszcze wzgórze „Mazurowa” z niewielkimi, ale bardzo ciekawymi formacjami skalnymi.

Chwila na odpoczynek i powrót do Łaz. Tak samo jak wyszliśmy z miasta, tak teraz do niego wchodzimy, czyli niebieskim szlakiem, mijając Rokitno Szlacheckie.

 

Zajmuje nam to znów ponad godzinę czasu, odkrytym asfaltem w najgorszym słońcu. Przyznaliśmy oboje, że ten fragment drogi zmęczył nas najbardziej. Przez kolejne dni odczuwaliśmy to w nogach 🙂 ale warto było. Jak zawsze udała nam się wyprawa. Zmęczenie minęło, a wspomnienia i zdjęcia zostają. I tym się właśnie tutaj z Wami chcemy dzielić. Polecamy tę trasę i już niebawem zapraszamy do kolejnego wpisu!

zdjęcia: weekendnaszlakublog

Droga na wzgórze „Kromołowiec” – nasze nowe rejony…

Ostatnia nasza, październikowa wycieczka to zupełnie coś nowego…Po raz pierwszy wyprawiliśmy się poza nasze znane rejony. A wystarczyło pojechać pociągiem jedną stację dalej niż Zawiercie (jedna z naszych „bram” na Jurę) i wysiąść na stacji Łazy, spojrzeć na mapę i zaplanować fantastyczna wycieczkę…Trasa w skrócie wyglądała tak: Łazy PKP – kamieniołom „Niegowonice” – wzgórze „Stodólsko” – wzgórze „Kromołowiec” – leśny szlak powrotny do Łaz obok wzgórz „Okrąglica” i „Żydowskie”. Dużo pagórków, piękne punkty widokowe, klimatyczne lasy (grzyby po drodze), jurajskie ostańce na wzgórzu „Kromołowiec”. Pogoda w kratkę…z rana słońce, w południe pochmurność, a następnie znowu ładne słonce…Nie wszystkie fotki wyszły jak byśmy sobie wymarzyli…co stanowi dodatkowy pretekst by tam powrócić. A zatem wysiadamy na stacji PKP w Łazach, krótka wizyta w pobliskim sklepie i ruszamy w drogę, Idąc uliczkami miasteczka, trzymając się niebieskiego pieszego szlaku.

Opuściliśmy wreszcie zabudowania Łaz, opuszczając wspomniany, niebieski szlak i podążyliśmy lokalną szutrową drogą w kierunku kamieniołomu „Niegowonice”, pierwszego zaplanowanego miejsca tej wycieczki. Dotarliśmy tam wreszcie i chwilę zatrzymaliśmy się na jednym z punktów widokowych, krótki odpoczynek i kilka fotek…jest to znane, popularne miejsce terenowych rajdów „off road”, akurat trafiliśmy na jedną z imprez…

Po chwili odpoczynku okrążamy kamieniołom, by dojść do kulminacyjnego punktu widokowego 419m n.p.m.), skąd rozciągają się piękne widoki na Śląsk, a że słonko akurat wyszło i jesień w pełni, udało się „pstryknąć” kilka ładnych fotek.

Opuszczamy kamieniołom i ruszamy lokalna polna ścieżką w kierunku miejscowości Niegowonice. Kolejnym przystankiem jest wzgórze z wapiennym ostańcem „Snopkowa”…nieduża skałka, na szczycie której znajduje się dobry punkt widokowy na okolicę.

Schodzimy ze wzgórza i lokalną dróżka podążamy w kierunku wspomnianych Niegowonic, droga prowadzi wzdłuż cmentarza by wyjść na główna drogę. Dochodzimy do kościoła, pstrykamy kilka fotek i podążamy boczna dróżką na wzgórze „Stodólsko” – świetny punkt widokowy na pobliska okolicę oraz dalsze rejony: Śląsk, Pustynię Błędowską i dalsze rejony Małopolski…Pogoda nam nie dopisała w tym momencie, zatem fotki nie odzwierciedlają tego tak jak powinny…

Opuszczamy wzgórze „Stodólsko” i polną drogą docieramy do głównej, ruchliwej drogi asfaltowej, którą docieramy do głównego punktu naszej wyprawy: wzgórza „Kromołowiec”. Jest to popularne miejsce, często odwiedzane przez turystów, bowiem leży bezpośrednio przy wspomnianej drodze. Ładny punkt widokowy, efektowne wapienne skałki…czas na dłuższy odpoczynek i więcej fotek.

Po dłuższym pobycie wśród ostańców „Kromołowca” opuszczamy wspomniane wzgórze i błąkając leśnymi dróżkami (grzybki się przydarzyły), docieramy do niebieskiego szlaku i podążamy nim w drogę powrotną do Łaz, Początkowo droga prowadzi ładnymi, typowo jurajskimi lasami, by następnie wyjść na kolorowe łąki w okolicy przysiółka Pasieki.

Wkrótce przekraczamy drogę krajową nr 790 i niebieskim szlakiem poprzez ładny las (znowu kilka grzybów) docieramy do stacji PKP w Łazach, skąd rozpoczęliśmy nasza trasę a teraz wracamy zmęczeni ale pełni wrażeń. Trasa warta polecenia, my na pewno powrócimy…:)