Ryczów – Złożeniec : w poszukiwaniu skałek

Witajcie!

Ruszyliśmy z „kopyta” i nadrabiamy czas pandemii, kiedy to siedzieliśmy w domu. Teraz wreszcie wróciliśmy do normalnego tempa weeekendowych wyjazdów na szlak.

Tym razem udaliśmy się do naszej ukochanej bazy wypadowej czyli do Ryczowa (gmina Ogrodzieniec, powiat Zawiercie). Niebieskim szlakiem ruszyliśmy w stronę lasu, gdzie przy szutrowej drodze w kierunku skały Brzuchackiej znajduje się mała kapliczka.

Kilka metrów od kapliczki znajduje się znana w środowisku wspinaczkowym „Małpia Skała”, a a dalej kolejne: „Bazelowa” i „Industrialna”.

Oczywiście nie mogliśmy pominąć ogromnej „Brzuchackiej Skały”.

Kolejnym odkryciem, a zarazem nowością we wspinaczkowym „światku” jest skała znajdująca się po drugiej stronie ścieżki, niedaleko wspomnianej „Brzuchackiej Skały”, a mianowicie jest to „Kaczy Dziób” świetna formacja skalna z półką, wysoka, ładnie odchaszczona (zdjęcia). Tutaj zrobiliśmy sobie mały przystanek, żeby chwilę posiedzieć i nacieszyć oczy.

Wychodząc z lasu, obraliśmy kierunek na Złożeniec, przyległą wieś, która już należy do gminy Pilica. Polną ścieżką z przepięknymi widokami nawet w oddali na z jednej strony Podzamcze, z drugiej na zamek Pilcza w Smoleniu szliśmy przed siebie w kierunku niewielkich, dwóch wzgórz.

Upał zaczął nieco doskwierać, bo na otwartej przestrzeni słońce paliło niemiłosiernie, no ale jakoś doszliśmy do tych obranych sobie za cel wzgórków o wdzięcznej nazwie „Lisia Buda”. Te miejsca niestety są strasznie zarośnięte, ale i na jednym i na drugim znajdują się niewielkie ostańce.

Mimo wysiłku, jaki włożyliśmy w przedzieranie się przez chaszcze i palące słońce warto było jednak dotrzeć do tych miejsc, ze względu na widoki, jakie rozpościerały się wokół.

Polną drogą ruszyliśmy dalej w kierunku Złożeńca, dotarliśmy do miejsca gdzie już zaczęły się tereny prywatne (domostwa, działki) – chwila odpoczynku przy niewielkiej prywatnej skałce. Własciciel terenu okazał się niezwykle miły, nie miał nic przeciwko temu, byśmy chwilę tam przycupnęli, a nawet wskazał nam drogę „wyjścia” z tych ogrodzonych, prywatnych terenów. Fajnie jest trafiać na takich ludzi, którzy nie gonią człowieka z kijem albo psem, tylko dlatego, że się weszło na metr prywatnej łąki…

Doszliśmy zatem do Złożeńca i stamtąd już prosto udaliśmy się z powrotem w kierunku Ryczowa mijając Wiejski Dom Kultury i OSP, starą studnię.

Przy rozwidleniu na Pustkowie/Ryczów oczywiście wybraliśmy tę drugą wieś, no bo stamtąd mamy busa powrotnego do Zawiercia. Jak poinformował drogowskaz do Ryczowa jeszcze 4km, ale nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy jeszcze czegoś nie chcieli po drodze zobaczyć.

Odbiliśmy nieco z asfaltowej drogi aby przejść skrajem Rezerwatu „Ruskie Góry”. Udało nam się jeszcze sfotografować sporo skał, które właściwie są bardzo blisko od ścieżki jaką szliśmy. Świetne, klimatyczne miejsce..

Prosta droga w stronę Ryczowa prowadziła nas już do celu. Podziwiając okoliczne widoki i spędząjąc chwilę na odpoczynku przy „Firkowej Skale” (już aktualnie mocno zarośniętej, co nas bardzo zasmuciło) wróciliśmy na przystanek.

Świetna wycieczka, chociaż upał niestety zmęczył nas bardziej niż te ponad 20 km w butach na pieszo. Jak zawsze bardzo nam się podobało, polecamy te rejony!

(zdjęcia: weekendnaszlakublog)

Rejon Ryczowa i odkrywanie skałek

Kolejna sobota spędzona w rejonie Ryczowa okazała się być bardzo bogata w nowe odkrycia. Odwiedziliśmy oczywiście również kilka już znanych przez nas miejsc, ale zawsze fajnie jest powracać, tam gdzie nam dobrze, a przy okazji odkryć coś nowego.

Zaczęliśmy standardowo, czyli od porannego busu z Zawiercia do Ryczowa. Słońca niestety zabrakło, ale nic to, pełni energii ruszyliśmy w drogę. 

Dojechaliśmy do Ryczowa i na pierwszy ogień poszła niewielka „Góra Bednarka” tuż przy szosie. Latem jej nie widać, a teraz, gdy jeszcze nie ma liści, można zobaczyć lepiej niewielkie skałki znajdujące się na tym wzgórzu. Oczywiście udaliśmy się tam i oto one na poniższych zdjęciach wraz z panoramą na Ryczów:

Następnie zeszliśmy spowrotem do szosy, skąd już tylko rzut beretem do „Strażnicy”. To znana, odwiedzana przez wszystkich ryczowska skała z fragmentami murów na szczycie.

Ta skała zawsze robi wrażenie. No ale, kolejne miejsca czekają…. Ruszyliśmy dalej. Doszliśmy do asfaltowej drogi prowadzącej do Złożeńca i po jakimś mniej więcej kilometrze skręciliśmy w lewo, by dostać się na niewielkie wzgórze, na którym przypuszczamy, że było kiedyś jakieś grodzisko. Wzgórze jest niewysokie, a na szczycie otoczone niewielkimi wapieniami, widać stamtąd również inne znane nam już wzgórze o nazwie „Długa Góra”.

Zeszliśmy spowrotem do tej samej szosy, i tym razem kierując się w stronę Ryczowa, odbiliśmy ponownie w las, bo naszym celem było dobrze nam już znane wzgórze „Dupnica”. To świetny kompleks skalny, są tam i skały do wspinaczki, schronisko, niewielki „punkt widokowy”, skąd widać m.in. „Straszykowe skały”, a także fantastyczna formacja skalna z ponad 10m tunelem. Dawno tam nie byliśmy, udało nam się spenetrować wiele zakątków i zobaczyć kilka miejsc, jakich jeszcze nie widzieliśmy wcześniej, spędziliśmy tam zatem trochę więcej czasu, i choć przy okazji złapał nas deszcz, to nie przeszkodził nam zupełnie w niczym… 

Następnie, jak zawsze zauroczeni jurajskimi skałami, zeszliśmy na ścieżkę, z której przyszliśmy, by udać się w poszukiwaniu kolejnego naszego celu, którym była „Góra Kosia”. Oczom naszym ukazał się najpierw niezwykły ostaniec ze schroniskiem i tunelem.

Zrobiliśmy trochę zdjęć przedzierając się przez otaczające skałę chaszcze i ruszyliśmy dalej. Nagle spośród drzew wyłoniły się kolejne formacje skalne, w tym właśnie skała „Kosia”, ogromna „boulderowa” skała z niesamowitym okapem.

Zachwyceni i szczęśliwi obeszliśmy pobliski teren, a następnie zeszliśmy niżej, już w stronę „Strażnicy” odwiedzonej na początku naszej wycieczki, a która sytuuje się kilka metrów dalej.

Wyszła nam taka mała „pętelka”. Wyszliśmy na szosę prowadzącą do centrum Ryczowa, ale ponieważ mieliśmy jeszcze sporo czasu do powrotnego busu, to skręciliśmy w jedną z uliczek, przeszliśmy koło ryczowskiego kościoła, i kolejną ulicą pod górę, doszliśmy do skały znajdującej się niedaleko szkoły, na prywatnym terenie. Robi mega wrażenie.

Jeszcze kilka okolicznych widoków i panoram…

Dalej, schodząc już do przystanku koło studni, stwierdziliśmy, że jeszcze wystarczy nam czasu, by wejść na pobliską „Górę Sołtysa”, wzgórze znajdujące się bardzo blisko drogi, tuż przy czarnym szlaku, i które, jak się okazuje, skrywa kolejne, świetne skały – i tu musimy na pewno jeszcze powrócić.

Dlaczego powrócić? Raz, że chcemy posiedzieć tam dłużej latem, bo to świetna miejscówka i punkt widokowy, a dwa, że tym razem, nasz sielski spokój zakłócił biegający tam wielki dzik, więc musieliśmy salwować się dyskretną ucieczką 🙂 tym razem już prosto do nadjeżdżającego busa. Wrócimy tam jeszcze nie raz, a Ryczów i okolice polecamy z całego serca.

zdjęcia : weekendnaszlakublog

Ryczów – „Kominowa” – „Długa Góra” – „Góra Ruska” – czyli w poszukiwaniu mniej znanych, jurajskich zakątków…

To ostatni, tegoroczny wpis na naszym blogu…Ostatni ale nie bieżący…To wspomnienie lata i pewna zapomniana przez nas trasa. Nadrabiamy zatem nasze zaległości i zamykamy ten rok.

Powracamy do jednego z naszych ulubionych jurajskich zakątków, jakim jest niewątpliwie miejscowość Ryczów. Tym razem w planach było odwiedzenie mniej znanych miejsc tego rejonu. Tradycyjnie dotarliśmy tam porannym busem z Zawiercia, wysiadając na przystanku przy słynnej studni. Skierowaliśmy się polną drogą w stronę „Straszykowych Skał”, jednak chwilkę przysiedliśmy przy pobliskiej skale „Firkowa” by zaplanować dalszą trasę.

Plan powstał…nie poszliśmy do najbardziej znanych miejsc jakim są „Straszykowe Skały” a polnymi ścieżkami skierowaliśmy się w mniej znane i odwiedzane skałkowe rejony. Na początek grupa skał „Kominowa”, nazwa od pobliskiej jaskini „Kominowa”. W miarę sprawnie, przedzierając sie trochę przez krzaki dotarliśmy do pierwszego celu naszej wyprawy. Gęste zarośla skrywają tu efektowne wapienne skały, wśród których znajdziemy jaskinie „Ładna” i „Kominowa”…jaskinie zwiedziliśmy pobieżnie, z punktu widzenia otworów wlotowych…Poza tym, dotarliśmy na szczyt wspomnianej grupy skał, skąd rozpościera się piękna panorama na Ryczów, „Straszykowe Skały”, a nawet sięga ona do samego Podzamcza…tu nastąpiła dłuższa posiadówka i planowanie dalszej trasy…

Opuszczamy ten przepiękny rejon Ryczowa i kierujemy się dalej… kolejny cel to „Długa Góra”, mniej znane wzgórze kryjące mnóstwo efektownych skał, ktorych odnalezienie stanowi pewne wyzwanie, bowiem skryte są one w gęstym lesie, w okresie letnim szczególnie mało co widać… Pisaliśmy już kiedyś o tym miejscu, a propos innej wycieczki w ten rejon…a zatem traktujmy to jako małą powtórkę…Kolejny powrót już wiosną, by w bezlistnym okresie dokładnie spenetrować ten zakątek…

Opuszczamy to piękne, sekretne miejsce i kierujemy się dalej…ku kolejnemu…I to jest dla nas zupełna nowość…miejsce, o którym mapy, przewodniki milczą, a szlaki omijają…Były mocne obawy, czy dotrzemy, odnajdziemy…nie było łatwo, sporo błąkania ale…udało się 🙂 „Góra Ruska” to jest ten „secret place”…nie mylić z „Ruskimi Górami”, które są w pobliżu, ale to zupełnie inne miejsce…Kolejne okoliczne wgórze, mocno zarośnięte, bez wyraźnych dróg, nawet ścieżek…no może poza taką jedną, która doprowadziła nas do celu wyprawy…Co tam znajdziemy..? Sporo mniejszych i większych ostańców, schowanych w mroku, w cieniu licznych drzew…efektowne, przelotowe schronisko i kilka innych obiektów, które ominęliśmy…Czyli wracamy na wiosnę bezlistną i penetrujemy dalej 🙂

I to praktycznie wszystko…wszystko co zaplanowane – zaliczone…Czasu już brakło na więcej…poza tym w tym momencie zaczęło grzmieć…czas uciekać, wracać do Ryczowa tradycyjnie biegiem już, by zdążyć…:)

Jak już wspomnieliśmy, to ostatni tegoroczny wpis…letnie wspomnienie a jednocześnie zapowiedź przyszłorocznych wypraw…będzie się działo 🙂

Dosiego Roku 2020!

Ryczów i okolice – czyli „górki i pagórki…”

Dzisiejszy wpis to zaległość…wspomnienie lata…To był piękny, prawdziwie letni dzień, po raz kolejny wróciliśmy w rejon Ryczowa, pięknie położonej, jurajskiej wsi w powiecie zawierciańskim w gminie Ogrodzieniec. Tradycyjnie start busem z Zawiercia w kierunku Podzamcza i dalej do Ryczowa. Jednak tym razem wysiedliśmy wcześniej… w miejscowości Ryczów – Kolonia, by stąd rozpocząć naszą wycieczkę.

Mijając ostatnie zabudowania wsi, leśną drogą kierujemy się do wzgórza „Kołtunowa”, na którym to pojawiają się już pierwsze wapienne skałki – cel odkrywczy tejże wyprawy…

Leśnym duktem bez szlaku, trochę azymutalnie, na wyczucie kierujemy się w stronę wzgórza „Cisownik”. Udaje się nie zabłądzić, jak to często mamy w zwyczaju 😀 i odnajdujemy kolejną leśną drogę, już ze szlakiem, którą to wkrótce dochodzimy do wzgórza „Księdza Góra” – mniej znanego i odwiedzanego miejsce – to leśna góra, usiana licznymi wapiennymi skałkami. Tu nastąpił dłuższy postój…a właściwie dłuższa penetracja terenu…

Piękna „miejscówka” – dzikość, jurajskiego serca…miejsce jakich już coraz mniej na naszej, pięknej Jurze… Czas ruszać dalej… bo to tylko mały przystanek po drodze z wiekszymi atrakcjami… Wkrótce poznanymi już wcześniej dróżkami dochodzimy do kolejnego wzgórza: „Cisownik” – leśnej góry, niepozornej ze szlaku…a kryjącej w sobie mnóstwo atrakcji. Dojście na szczyt wymaga sporego wyczucia, cierpliwości i zaparcia, bowiem nie mam tam wyraźnych ścieżek, a wszystko w okresie wegetatywnym staje sie niewidoczne…ale nam sie udało 🙂 Przepiękny punkt widokowy w stronę Podzamcza na szczycie efektownych skał to nagroda za nasz spory trud…a u podnóża tychże skał efektowne schronisko, a może nawet jaskinia…tu nastąpiła dłuższa penetracja terenu…

Czas ruszać dalej…gonieni głosem rannego zwierza…schodzimy ze szczytu, z innej strony niż wchodziliśmy i przez mocno zarośnięty las wychodzimy na otwarty teren, łąka i młodnik sosnowy…a tuż obok kolejne, jurajskie atrakcje…piękne, malownicze skały znane w środowisku wspinaczkowym właśnie jako „Cisownik”…już tu kiedyś byliśmy, chyba nawet pisaliśmy o tym miejscu…mniejsza…wracamy i jest pięknie 🙂 Tradycyjnie posiadówka i dłuższa penetracja terenu:

Pogoda dopisała nam wtedy…słonko, obłoczki na niebie i w roli głównej malownicze wapienne ostańce…żal odchodzić, ale droga prowadzi dalej…Wchodzimy w pobliski las i penetrujemy mniej znane wzgórze „Skałki” już z widokiem na wieś „Żelazko”, do której jednak tym razem nie pójdziemy…

Opuszczamy to sekretne miejsce i ruszamy do kolejnej miejscówki na dłuższe „leże”…miejsce doskonale znane już przez nas, odwiedzane i opisywane… Kompleks skalny na wzgórzu „Grochowiec  Wielki” czyli „Słoń”, „Nosorożec” i „Tapir”… my tym razem zatrzymaliśmy sie na szczycie „Nosorożca”, spędzając dłuższą chwilę, delektując się przepięknymi widokami na wszystkie strony świata…czyli 360 st. dookoła głowy 😀

Przepięknie…prawda..? Można tak siedziec cały dzień…No ale cóż, każdy dzień kiedyś się kończy…zwłaszcza ten nasz na szlaku…wkładamy buty i schodzimy ze skał i ruszamy powoli w stronę Ryczowa „stacji” docelowej…Jednak jeszcze…mamy trochę sił i coś się przypomniało…jest takie zalesione mocno wzgórze, chyba nawet na terenie prywatnym, „Pański Kierz” się zwie.. W okresie wegetatywnym skrywa wszystko, ale my wiemy, że tam coś jest…idziemy przez łąkę, by odkryć coś nowego i spędzić tam chociaż chwilę…Wzgórze skutecznie ukrywa ciekawą formację skalną, dosyć wysoką, by ze szczytu delektować się zapewne widokami…ale tego już nie sprawdziliśmy…coś trzeba zostawić na tzw. „na potem”…

I to by było w sumie na tyle z tej wycieczki…dzień się nie skończył, jeszcze zawitaliśmy „przesiadkowo” na chwilę do Podzamcza, by wtopić się w tłum i u podnóża zamku kiełbę pieczoną spałaszować 😀 Taki to był dzień…i więcej ich było, o których wkrótce…

zdjęcia: weekendnaszlakublog

Pętelka: Podzamcze – Ryczów-Kolonia – Podzamcze

W lipcową niedzielę udaliśmy się, standardowo już z Zawiercia, busem do Podzamcza. Wczesno-poranne godziny zawsze sprzyjają, bo nie ma tłumów i dopiero wszystko budzi się do życia. Na spokojnie mogliśmy sobie obejść cały zamek, który skąpany w słońcu wraz z okolicznymi skałkami prezentował się świetnie i wprawił nas w bardzo dobry nastrój. 

Udaliśmy się w stronę Hotelu 511, by stamtąd, szosą prowadzącą do Ryczowa, udać się na poszukiwania ukrytych w pobliskich lasach skał, co było naszym głównym planem. Nie miała to być długa wycieczka, raczej bardziej „sycąca” pod kątem nowych miejsc, których wcześniej nie udało nam się zobaczyć. Niedaleko prywatnej działki ze skałą „Gurdziel”, która z oddali prezentuje się znakomicie, skręciliśmy w pola, by dotrzeć do pobliskiego lasu.

Pierwszym zdobytym celem była „Gruczkowa Skała”, zarośnięta niestety, skryta w lesie, ale potężna, choć na pierwszy rzut oka niepozorna skała. 

Kolejnym celem, jaki sobie obraliśmy była „Mała Skała” i „Wyżyna Ryczówczańska” – wzniesienie o wysokości 464 m ze skałkami, skąd można podziwiać (jak się okazało) piękne widoki. Widać w oddali m.in. wzgórze „Grochowiec Wielki” w Ryczowie i lasy Rezerwatu „Ruskie Góry”. Tutaj zrobiliśmy sobie mały odpoczynek.

Zadowoleni z naszych odkryć, nieco zmęczeni upałem, powoli udaliśmy się łąkami i polami, znów mijając „Gurdziela”, w stronę Ryczowa-Kolonii i poczynając od jej niewielkiej dzielnicy: „Młocarnia” rozpoczęliśmy wędrówkę z powrotem do Podzamcza. 

Żar lał się z nieba, a na popołudnie zapowiadano burze. Zaczęło się chmurzyć, więc zamiast iść szosą i nadkładać drogi, znaleźliśmy skrót prowadzący polami i lasem. W ten sposób doszliśmy do czerwonego szlaku, prowadzącego do Podzamcza.

Tak właśnie wyglądała krótka, choć intensywna „pętelka”: rozpoczęliśmy od Hotelu 511 i również od tamtej strony wróciliśmy, kończąc naszą wycieczkę posiłkiem w „Chacie pod Zamkiem”, gdzie mogliśmy się skryć przed ulewą, która pojawiła się na szczęście już na koniec naszej wycieczki. Mogliśmy odpocząć pod parasolem, przeczekać deszcz i niewielką burzę, aby późnym popołudniem wrócić busem do Zawiercia.

Bardzo jesteśmy zadowoleni z naszego wypadu. Intensywnie, niewiele kilometrów, ale za to sporo wrażeń „wizualnych” i znów kolejne wspomnienia.

Zdjęcia: weekendnaszlakublog

Pilica – kolonia Ryczów – Podzamcze

Jeden z „majówkowych” dni spędziliśmy w pięknych okolicznościach przyrody, rozpoczynając naszą pieszą trasę w Pilicy, do której jak zawsze dojechaliśmy niezawodnym busem z Zawiercia. Nasza wycieczka rozpoczęła się od spaceru koło zalewu w Pilicy, gdzie spędziliśmy miło kilka chwil rozkoszując się zielenią i nie tylko.

Pierwszym naszym głównym celem był cmentarz żydowski w Pilicy. Znajduje się on od strony osiedla „Wilcze Doły” i jest ogrodzony betonowym płotem z żelazną bramą. Nie jest łatwo go znaleźć, ale niedaleko znajduje się „Ośrodek Wypoczynkowy Spółki Energetycznej Enion” w Pilicy. Z historycznych informacji wiadomo, że założony w 1842r. cmentarz, został w czasach II wojny światowej mocno zdewastowany, wywieziono wiele nagrobków, a w 1945 r. niemiecka żandarmeria z Wolbromia rozstrzelała tutaj 70 Żydów z Pilicy. Niemniej jednak wiele macew się zachowało. Obrastają.

Wychodząc z samej Pilicy żegnali byliśmy takimi widokami.

Naszym kolejnym celem była „Skała Brzuchacka”, z którą chcieliśmy się po raz kolejny „przywitać”. Udało się. Robi wrażenie jak zawsze. Tym razem nasza wizyta zakończyła się malutkim piknikiem na szczycie. 

Następnie leśnym duktem, zielonym jak z bajki, ruszyliśmy w dalszą drogę.

Trochę błądzenia, szukania, ale udało się, kolejny nasz cel zaliczony. Skała „Szczebel” , znana w środowisku wspinaczkowym, choć położona w dość zarośniętym już miejscu, okazała się skałką bardzo urokliwą i o sporej wysokości. Kilka fotek, zachwytów i ruszamy dalej w stronę Kolonii Ryczów.

Po wyjściu z lasu otwiera się przed nami przestrzeń z niewielkim wzniesieniem o nazwie „Babia Góra”, z którego roztaczają się piękne widoki na Ryczów i w tle na rezerwat „Ruskie Góry”. Odpoczywamy napawając się nimi, choć silny wiatr nie pozwala nam zbyt długo tam siedzieć 🙂 dosłownie spychając nas w dalszą drogę. 

Ruszamy zatem szlakiem do Podzamcza, by tam zakończyć naszą wycieczkę. Po drodze oczywiście zahaczamy o „Skalne Miasteczko”, cieszymy się jak dzieci, podziwiając skały, które widzieliśmy już milion razy 🙂 Chwila odpoczynku i zwijamy się na bus do Zawiercia, pełni energii, którą zawsze dają nam takie wycieczki i jednocześnie zmęczeni kilometrami, jakie znów zrobiliśmy. No ale, jak zwykle w planach mamy już kolejne trasy, o czym niebawem! Zapraszamy 🙂

zdjęcia: weekendnaszlakublog

Pilica – Smoleń – Złożeniec – Ryczów, czyli w poszukiwaniu mniej znanych „ostańców”.

   Nasza kolejna wycieczka rozpoczęła się w Pilicy, do której dojechaliśmy busem z Zawiercia. Bardzo przypadło nam to gustu to miasteczko, już wiele razy rozpoczynaliśmy nasze weekendowe wypady właśnie z tej miejscowości. Tym razem zmieniliśmy sobie nieco drogę, najpierw wzdłuż zalewu, następnie „żółtym” szlakiem rowerowym wśród przepięknych pól, udaliśmy się w kierunku Smolenia. Widokowo rewelacja. Cudowne przestrzenie, co widać na poniższych fotkach. Zakochaliśmy się w tej trasie!

Samego zamku w Smoleniu nie zwiedzaliśmy  po raz kolejny, ale udaliśmy się prosto do tak zwanego „Jurajskiego Parku” – ukrytych w lesie znanych wspinaczom skałek takich jak: „Salceson”, „Szczurek”, „7 projektów” czy „Kalafior”. Robią wrażenie. 

„Popstrykaliśmy” trochę zdjęć i dalej w drogę, w poszukiwaniu skały „Wróblowej”. Przez chaszcze i krzaki jakimś cudem dotarliśmy do niej i choć miejscówka niezła, to zajęta przez wspinaczy, więc nie mogliśmy szczegółowiej „popstrykać”. 

Następnie wyruszyliśmy w stronę „Biśnika” – kompleksu skalnego, gdzie lekko już zmęczeni, zjedliśmy przepyszne udka kurczaka z rożna, zakupione w Pilicy (o dziwo nie wystygły). Krótki odpoczynek i dalej w drogę: szlakiem „czerwonym”, pieszym przez las, a następnie „czarnym” do Złożeńca.

Po drodze udało nam się jeszcze znaleźć piękną, skrytą w lesie skałę o nazwie „Ruskowa Skała”. 

Dotarliśmy do skraju wsi Złożeniec – Pustkowie i później już obrzeżem rezerwatu „Ruskie Góry” „czarnym” szlakiem szliśmy i szliśmy, i szliśmy… prosto do Ryczowa.

Długa to trasa, nieco męcząca, ale znów świetna, jeśli chodzi o wrażenia, widoki etc. Kolejne kilometry w nogach, ale bardzo to lubimy. Uwierzcie, że to większa frajda niż podróżowanie samochodem, którym nie wszędzie da się dojechać. I nawet jeśli potem leczy się opuchnięte stopy, to wysiłek jakim okupiona została wycieczka wprawia w świetny nastrój. I wtedy właśnie czujemy, że żyjemy i że odpoczywamy! 🙂 

zdjęcia: weekendnaszlakublog

Weekend na Jurze – Podzamcze – Żelazko – Ryczów – Podzamcze

   Nasz niedawny, majowy jeszcze wypad miał się rozpocząć we wsi Żelazko. Mieliśmy z Zawiercia podjechać busem prosto do miejscowości Żelazko, by stamtąd udać się na poszukiwania okolicznych skałek i po prostu „połazić” po ulubionych terenach. Niestety bus zrobił nam psikusa i nie przyjechał. Stwierdziliśmy zatem, że dojedziemy do Podzamcza, a stamtąd już do Żelazka po prostu dojdziemy co mocno wydłużyło nam trasę…

Warto było zjawić się pod zamkiem z samego rana, kiedy jeszcze nie ma ludzi, wspinaczy, hałasu i chaosu. Niezwykłe doznanie, bo zamek i okoliczne tereny bez tłumów prezentują się wspaniale. Cicho i spokojnie…

 

Z Podzamcza, udaliśmy się w stronę wsi Żelazko, najpierw asfaltową szosą, a potem duktami przez las, mijając Kolonię Ryczów.

 

Następnie dróżkami wśród łąk, mijając gdzieniegdzie ukryte skałki, doszliśmy do wsi. Klimatyczna i przyjemna to „miejscówka”. 

 

 

Wychodząc z Żelazka, ścieżką wśród łąk a potem błądząc leśnymi duktami, wąwozami doszliśmy do wzgórza „Księża Góra” (462 m) z ukrytymi skałkami. Piękne, klimatyczne miejsce. 

 

Po krótkim odpoczynku, powróciliśmy do wsi Żelazko i skręcając w las, dotarliśmy do ukrytych w nim skałek: „Żelazny Mur” i „Zwierzyniec”, znanych w środowisku wspinaczkowym. 

Znów kolejny odpoczynek i dalej w drogę przez kolejne wzgórze zwane „Dębową Górą”, z licznymi skałkami wśród których kryją się mniej znane schroniska.

 

Z lasu wyszliśmy na polna drogę w stronę wsi Ryczów, tam kolejny, już ostatni odpoczynek, tym razem na pięknej łące.

 

Powrót busem do Zawiercia zakończył nasz długi wypad, jak zawsze, pełen wrażeń i wielu zdjęć. Polecamy te rejony.

(zdjecia: weekendnaszlakublog)

Ryczów – „Grochowiec Wielki” – Podzamcze – czyli po lasach i polach w poszukiwaniu ukrytych ostańców…

   Nasz kolejny weekendowy wypad rozpoczął się we wsi Ryczów w gminie Ogrodzieniec. Od razu rozpoczęliśmy wędrówkę w stronę wzgórza „Grochowiec Wielki”, na którym byliśmy już dwa razy, ale zawsze jakoś krótko, a raz nawet nie trafiliśmy z pogodą. Wzgórze jest bardzo urokliwe, ale o tym za chwilkę. Najpierw wdrapaliśmy się na naprzeciwległe wzgórze ukryte w lesie, o wdzięcznej nazwie „Łysa Pałka”. Jest na nim kilka bardzo ciekawych skałek, a z samego szczytu rozciąga się bardzo ładny widok. Nie spodziewaliśmy się, że nas tak zachwyci to miejsce.

 

Następnie wspomniany na początku rozległy „Grochowiec Wielki”, skąd również rozpościera się piękny widok. Samo wzgórze leży pomiędzy Ryczowem a wsią Żelazko i liczy sobie 486 m n.p.m. Mały przystanek, podziwianie wiosny w pełni i dalej w drogę.

 

Pogoda dopisała, zatem nie tak bardzo odległe skałki widoczne z Grochowca, odwiedziliśmy również.

 

Kolejny cel to wzgórze „Cisownik”, które znajduje się niedaleko „Grochowca Wielkiego”, jest nawet z niego widoczne, więc nie ma większego problemu by tam trafić, choć kiedyś nam się nie udało. Tym razem doszliśmy. Znajdują się tam dwie bardzo ładne i wysokie skały, a po drugiej stronie ścieżki, również świetny punkt widokowy, do którego trzeba się przedrzeć przez krzaki i troszkę wdrapać.

 

Odpoczęliśmy chwilę i ruszyliśmy już w dalszą drogę do Podzamcza. Leśnym duktem, a potem wokół prywatnej posesji (ogromnej zresztą) ze skałką „Gurdziel” (przepiękne miejsce, przepiękne zielone pola i łąki) drogą do Podzamcza. Warto było zobaczyć te przestrzenie.

 

 

Nie był to zatem odległościowy „hardkor” ale warto było, bo pogoda dopisała, widoki zachwyciły, no i znów udało się odkryć kilka pięknych „miejscówek” ze skałkami. Na koniec dnia, odpoczynek w Podzamczu, krótka wizyta w „skalnym miasteczku” od strony Hotelu 501.

 

Następnie kilka pamiątkowych zdjęć na zamku w naszych ulubionych miejscach, obserwacje wspinaczy, posiłek i powrót do Zawiercia.

 

Świetna wycieczka. Już nie możemy doczekać się kolejnej w te okolice. 

zdjęcia: weekendnaszlakublog.

Podzamcze -> Ryczów -> Straszakowe Skały

   Piękna, prawie już letnia, pogoda sprzyjała nam w ostatnim weekendowym wypadzie w rejony zawierciańskie, które są jednymi z naszych ulubionych. Z Zawiercia pojechaliśmy busem do Podzamcza, a tam chwilka spędzona przy zamku, gdy jeszcze nie było tłumów.

I w drogę, znów sporo kilometrów piechotą. Celem były „Straszakowe Skały” w Ryczowie, do których dotarliśmy po południu, mijając najpierw miejscowość Kolonia Ryczów, troszkę błąkając w poszukiwaniu różnych skałek leżących w okolicach. Natrafiliśmy przykładowo na skałkę „Szczebel”, ciężko było się do niej dostać, bo teren mocno „zakrzaczony” ale było warto, widok z jej szczytu przedstawia się tak:

Szliśmy dalej przez  łąki i lasy, po drodze robiąc zdjęcia, podziwiając wspaniałe widoki, i mijając przydrożne kapliczki.

Wreszcie cel został osiągnięty. „Straszakowe Skały” powitały nas po raz kolejny swoją monumentalnością i spokojem, choć było tam sporo miłośników wsinaczki skałkowej. Sprzyjała nam niezwykła przejrzystość i rześkość powietrza, czuliśmy się fantastycznie, choć już nieco zmęczeni. Na pewno tam jeszcze powrócimy.

Nasza wycieczka uwieńczona została odpoczynkiem na łące w Podzamczu, do którego powróciliśmy busem z Ryczowa. Z tyłu zamku odbywał się zlot jurajskich paralotniarzy, zatem mogliśmy popodziwiać ich umiejętności. To był cudowny dzień!

zdjęcia: weekendnaszlakublog