Witajcie po raz kolejny! Nadrabiamy wyjazdy, pogoda dopisuje, sezon urlopowo-wakacyjny, cieszymy się ogromnie, że możemy odwiedzać nowe miejsca!
Niedzielny, lipcowy dzień obfitował w wiele ciekawych zdarzeń. Nasza pierwotna trasa nie wypaliła, bo akurat busy niedzielne nie jeżdżą tam, gdzie chcieliśmy się dostać. Skapnęliśmy się w ostatniej chwili właściwie! Zakręceni jesteśmy 🙂 ale nie ma tego złego. Mieliśmy w zanadrzu jeszcze dwie trasy, więc szybka decyzja no i z Zawiercia udaliśmy się pieszo w stronę dzielnicy Zawiercie Borowe Pole. Ulicą Kościuszki doszliśmy do ronda, skąd już skręciliśmy w szlak rowerowy, który na mapie oznaczony był na czerwono, a w rzeczywistości jest jak się okazało niebieski! Ech, te mapy!
Trafiliśmy na świetną trasę, aleję, prowadzącą przez las, bardzo nam się tam podobało. Przydrożna wiata sprawdziła się świetnie na chwilę odpoczynku, mijali nas ludzie na rowerach, z kijami, psami itp. Naprawdę fajne miejsce rekreacyjne, blisko natury.
Wyszliśmy na drogę we wsi Rudniki. Minęliśmy po lewej stronie wzgórze z krzyżem (350km) i przechodząc obok terenów starej cegielni (tu nie udało się zwiedzić jej obiektów, gdyż niestety dość ostra ochrona z psem prawie nas przegoniła), dotarliśmy do pobliskiego łowiska „Potok Rak”, gdzie połaziliśmy sobie wokół stawów z pstrągami. Fajna, przyjemna miejscówka w sam raz dla wędkujących..
Kolejnym etapem było dotarcie do innego jeziorka w Rudnikach, które znajduje się niedaleko leśniczówki przy żółtym szlaku. Meandrująca rzeczka w urokliwym lesie doprowadziła nas do bardzo przyjemnej miejscówki.
Niewielkie oczko wodne z małą wysepką pośrodku stało się naszym miejscem odpoczynku na dłuższy czas. Obeszliśmy się wokół. Kaczki, łabędzie, kurki wodne – takie mieliśmy towarzystwo. Ludzi niewiele, dlatego w spokoju można było posiedzieć, coś przekąsić, pogadać
No i na koniec opus magnum naszej wycieczki, już w Zawierciu Borowe Pole, wyczekiwany urbex w postaci opuszczonej fabryki materiałów metalowych czy prawdopodobnie gwoździ. Wielkopowierzniowe monstrum z halą produkcyjną, dodatkowymi budynkami, wolnostojącymi ścianami, a nawet bunkrem z czasów wojny. Wszystko zarośnięte, walące się już, ale jeszcze w stanie w miarę ok. Poza lekko stresującym spotkaniem z bezdomnymi, którzy na szczęście nie robili problemu, choć adrenalina nam skoczyła lekko 😉 udało się nam pooglądać wszystkie pomieszczenia – świetna sprawa. Wrażeń mnóstwo i zdjeć również.
Wycieczka zwieńczona sukcesem, zadowoleni choć zmęczeni jak zawsze (15-20 km w butach) udaliśmy się już prosto na stację PKP.
Świetna trasa, początkowo byliśmy nieco sceptyczni, bo rano nastawieni byliśmy na zupełnie inne tereny. No ale, czasem jest tak, że drugi wybór bywa nawet lepszy od pierwszego. A tamto nadrobimy!
Pozdrawiamy i zapraszamy do śledzenia bloga, już niebawem kolejne wpisy!
(Zdjęcia : weekendnaszlaku.blog)